Do tych pojazdów trzeba mieć sentyment i cierpliwość, ale dzięki temu łatwiej wyhamować z codziennej gonitwy.
Kto najbliżej podjedzie do linii ten wygrywa konkurs. Tym razem najlepszy był kierowca tego auta. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - Już po raz piąty mamy tutaj Historic Auto Rally, organizowany na wzór imprezy w Monte Carlo, tylko dystans przejazdu jest krótszy. Zlotów robi się w Polsce bardzo dużo, ale rajdów takich jak ten prawie nie ma. Najliczniej obsadzona jest klasa aut od roku 1970 - tu królują maluchy, duże fiaty i polonezy, starsze startują rzadko - opowiada Stanisław Kozłowski z Automobilklubu Opolskiego, współorganizator imprezy. Pozostali to Gminny Ośrodek Kultury i Urząd Gminy w Dobrzeniu Wielkim oraz Polski Związek Motorowy.
Z tego powodu nad "Balatonem" w Dobrzeniu Wielkim były głównie konkurencje sprawnościowe - przejazd między pachołkami, jazda na regularność. Wszystko dostosowane do możliwości samochodów i sił kierowców - niektóre nie miały przecież wspomagania układu kierowniczego, hamulców tarczowych, tylko bębnowe, układy chłodzenia nie tak efektywne jak obecnie. Aby być dopuszczonym do udziału, samochód musi liczyć sobie co najmniej 25 lat czy być wyprodukowany nie później niż w 1990 roku.
Nie tak łatwo być pilotem i kierowcą jednocześnie... Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość - Ta pasja zaczęła się w dzieciństwie, od motoroweru. Z małymi przerwami, bo kiedy się zakładało rodzinę, było trochę mniej czasu. Potem się wróciło - najpierw był harley z 1946 roku, teraz jest z 1934 r., sprowadzony w częściach. Remontowałem go przez rok. Ponieważ był wypiaskowany i nie szło przywrócić dawnego lakieru, został pomalowany zgodnie z wzorem z tego rocznika. To taka odskocznia od codzienności - opowiada Piotr Wydra, który na rajd przyjechał z Brzegu. Chętnie uczestniczy w różnych zlotach. - Niedawno w Olsztynie próbowaliśmy „staruszki” na ćwierć mili, byliśmy też na Helu. Przy okazji się zwiedza, a na motorze to inny klimat, zwłaszcza jeśli jedzie się większą grupą.
„Strażacki” fiat 125p z 1990 roku był jednym z najmłodszych. Dla klimatu para rajdowców - Piotr Pawlik z Zabrza i Magda Biernacka z Chorzowa - ubrana w oryginalne stroje, doczepiła do auta enerdowską przyczepkę z 1988 r., na której piętrzyły się walizki i rowerek dziecięcy marki Romet. - Najmłodsze z tego jest auto i my. Na podium się raczej nie zmieścimy, bo pobłądziliśmy, ale liczy się dobra zabawa - mówią.
Co kryje się pod maską samochodu? Pasjonaci chętnie opowiadali o swoich autach. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Ostatecznie zwycięzcami w swoich klasach zostali: Dawid Bobak z Igą Olejniczak, Jarosław Strzelecki ze Stanisławem Kozłowskim oraz Zbigniew Danecki.
Dla tych, którzy nie chcieli rywalizować w rajdzie, a jedynie uczestniczyć w zlocie, były konkursy, takie jak np. dojeżdżanie do słupka. Tu najlepszy okazał się Dominik Krzyżański, a wśród pań - Ewa Czarnecka. Były też „spacer mechanika”, przeciąganie liny i konkurs wiedzy o oldtimerach. W tym bezkonkurencyjny był Kamil Michalczyk, 17-latek spod Łodzi, który przyjechał do Dobrzenia Wielkiego do chrzestnego. - Od dawna interesuję się motoryzacją, dużo czytam, składałem maluchy, komarki, wueski, teraz poloneza. Chciałbym być mechanikiem samochodowym - tłumaczył.
Nagrody przewidziano też dla najstarszego pojazdu, uczestnika i tego, który miał najdalej, oraz dla mistera elegancji.
Furorę, wyglądem swoim, jak i kierowcy - Dominika Krzyżańskiego z Trzcinicy k. Kępna, robił pojazd na bazie dodge'a brothersa „Rat Road” z 1921 roku z silnikiem chevroleta o pojemności 4,3 litra, sprowadzony z Ameryki. Oblegany był też fiat 508 z 1933 r. Radosława Rupa, który przyjechał z całą rodziną z Opola.
Autko zatopione w gałce dźwigni zmiany biegów, zwitek banknotów z czasów PRL i ozdobne wycieraczki budziły nostalgię. Karina Grytz-Jurkowska /Foto Gość Najwięcej było fiatów, polonezów oraz garbusków. Ich posiadacze zgodnie tłumaczyli, że współczesnymi autami się przemieszcza z punktu a do punktu B, a wsiadając do garbuska, przenosi się w lata 60. ub.w. Metalowa deska rozdzielcza, biała cienka kierownica i czuje się ten klimat. Szczególnie dzieci kochają to auto, bo kojarzy im się z bajką.
- W to auto, z 1968 r., włożyłem 20 tys. zł. Cała podłoga, zawieszenie, hamulce są wymienione, ale tego nie widać, bo zrobiony jest „na szczura”. Zachowany jest oryginalny lakier, który miejscami schodzi - pokazuje Marcin Król z Opola. To rodzinna pamiątka, podobnie, jak komarek z 1979 roku. Pan Marcin do dziś wspomina, jak ojciec woził go nim do przedszkola, jak siedział z przodu, trzymając się kierownicy.
- Staramy się, by na tym zlocie pojawili się nasi miejscowi kolekcjonerzy. Zachęcamy: wyprowadźcie te wasze auta z garaży, stodół, pokażcie je, żeby też młodzi zobaczyli, jak można pielęgnować miłość do takich „staruszków”- mówi Eugenia Poniży, współorganizatorka i żona komandora zlotu.