Czy PO przeforsuje w ustawie o leczeniu niepłodności interesy klinik in vitro i LGBT?
Rządowy projekt ustawy o leczeniu niepłodności od początku budził poważne kontrowersje w opinii publicznej oraz poważne zastrzeżenia natury prawnej, medycznej i bioetycznej w środowiskach naukowych. Rząd uwzględnił jedynie postulaty podmiotów zainteresowanych w możliwie najbardziej permisywnym ukształtowaniu regulacji dotyczących procedur wspomaganego rozrodu.
Również prace sejmowe nad rządowym projektem przebiegały w sposób budzący istotne wątpliwości. Towarzyszył im zarówno ogromny pośpiech jak i wątpliwości proceduralne. Strona rządowa skierowała do prac w komisji, w charakterze eksperta, wspólnika spółki jawnej „Przychodnia Lekarska nOvum” świadczącej usługi w zakresie sztucznego zapłodnienia. Osoba ta działała zatem podczas prac komisji w warunkach jaskrawego konfliktu interesów. Była to de facto działalność lobbingowa, jednak nieuwidoczniona w rejestrze lobbystów prowadzonym przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji.
Już sam tytuł projektu, mówiący o leczeniu niepłodności a poświęcony de facto wyłącznie technikom wspomaganego rozrodu, narusza zasady przyzwoitej legislacji wynikające z art. 2 Konstytucji. Planowane przepisy pozorują zaledwie w art. 5 ust. 1 kompleksową regulację leczenia bezpłodności, jednak w sposób uprzywilejowany i niemal wyłączny poświęcone są procedurze in vitro, która nie usuwa przyczyny niepłodności, lecz stanowi zaledwie technologiczną protezę płodności.
Projekt redukuje status człowieka na zarodkowym etapie rozwoju do grupy komórek (art. 2 ust. 1 pkt 28 i n.), przez co lekceważy bezsporne fakty z zakresu embriologii, biologii rozwoju oraz genetyki, jednoznacznie wskazujące na biologiczną odrębność i integralność zarodka ludzkiego jako organizmu o precyzyjnie określonej tożsamości genetycznej, która nie ulega zmianom na dalszych etapach jego rozwoju. Również orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego i Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej nie pozostawia wątpliwości co do statusu prawnego zarodka ludzkiego, któremu od chwili poczęcia przysługuje prawnie chroniona godność. Zastosowana w projekcie redukcja ludzkiej tożsamości człowieka na zarodkowym etapie rozwoju pozwala w konsekwencji czynić zeń przedmiot obrotu (por. art. 57 u.l.n.), „testowania” (por. np. art. 2 ust. 1 pkt 12 i 25 u.l.n.) lub „dystrybuowania” (por. np. art. 28 ust 3 pkt 1, art. 40 ust. 1 pkt 3 u.l.n.). Drastycznie narusza to art. 30 Konstytucji.
Wbrew medialnym zapowiedziom, projekt nie zabezpiecza zarodków ludzkich przed eksperymentami genetycznymi. Wszelkie wprowadzane przez projekt obostrzenia mają charakter pozorny, dotyczą bowiem procedur, które nie są przedmiotem technik wspomaganego rozrodu i często są już zakazane przez prawo międzynarodowe (wprowadzanie zmian do genomu ludzkiego - art. 25 ust. 2 uln; tworzenie hybryd ludzko-zwierzęcych - art. 25 ust. 3 uln). Co gorsza, projekt implicite dopuszcza manipulacje mitochondrialnym genomem człowieka, co w praktyce oznacza m.in. możliwość tworzenia dziecka w oparciu o materiał genetyczny trójki rodziców. Przyznano to implicite w uzasadnieniu projektu, stwierdzając, że wprowadza on nie zakaz ale jedynie ograniczenia ingerencji w genom ludzki.
Projekt legalizuje również status quo w sprawie selekcji zarodków w ramach diagnostyki preimplantacyjnej, czyli całkowitą dowolność w tym zakresie. Zakazuje jedynie eliminacji zarodków ze względu na cechy fenotypowe takie jak płeć. Oprócz tego nie wprowadzono żadnych ograniczeń dla selekcji dokonywanej z innych względów niż cechy fenotypowe. Co więcej, przewidziano również daleko idący wyjątek dla selekcji ze względu płeć, jeśli służyć miałaby uniknięciu powtórzenia się choroby genetycznej w rodzinie. W praktyce oznacza to dopuszczalność w ogromnym zakresie selekcji eugenicznej, na podstawie arbitralnej oceny osób prowadzących procedurę in vitro. Ochronie prawnej podlegać będą jedynie te zarodki, które zostaną uznane – na podstawie nigdzie niesprecyzowanych kryteriów – za zdolne do prawidłowego rozwoju (art. 83 uln).