O najtrudniejszym teście na sądzie ostatecznym i bezgranicznym miłosierdziu Boga z ks. Grzegorzem Strzelczykiem rozmawia Wojciech Teister.
Wojciech Teister: Czytam komentarze i blogi różnych publicystów i na ich podstawie mógłbym dojść do wniosku, że mamy dwóch, różnych bogów: jeden jest zabójczo sprawiedliwy, a drugi cukierkowo miłosierny. Jaki jest Bóg, który objawia się w Kościele?
Ks. Grzegorz Strzelczyk: Jeśli spojrzymy na Boga przez pryzmat tego, jak Go widzieliśmy w historii i co sam nam mówi o sobie, to ten obraz ewoluuje. W Starym Testamencie widzimy Boga, który jest na początku nawet mściwy, ale coraz bardziej ukazuje się jako Bóg sprawiedliwy. I to już jest gigantyczny rozwój naszego postrzegania Boga. W Nowym Testamencie Jezus z kolei przekracza tę granicę sprawiedliwości rozumianej po ludzku i wychodzi w stronę sygnalizowaną już w Starym Testamencie: miłosierdzia względem grzesznika. Później Kościół stopniowo uświadamia sobie, jak bardzo te granice są przesunięte.
Uświadamia sobie stopniowo?
Tak. Pierwszym momentem, w którym to jest uchwytne, jest sytuacja z upadłymi, czyli chrześcijanami, którzy wyrzekli się wiary w obliczu prześladowań. Po ustaniu represji wielu z nich chce wrócić do wspólnoty i Kościół musi sobie odpowiedzieć na pytanie: pozwolić im na powrót czy nie? Decydują się na możliwość powrotu po odprawieniu pokuty. Następnie praktyka ewoluuje od pokuty raz w życiu, obłożonej gigantycznymi konsekwencjami, do naszej spowiedzi usznej, która w porównaniu z obciążeniem pokutą z pierwszych wieków jest jak drobny zabieg kosmetyczny w porównaniu z poważną operacją. I jeśli zadamy sobie pytanie, dlaczego Kościół tę praktykę zmieniał, to odpowiedź brzmi: bo rozpoznawał, że wolą Bożą jest, by ułatwić grzesznikowi drogę do pojednania. Ta linia objawienia, która zaczyna się w Starym Testamencie, idzie coraz bardziej w kierunku objawienia Boga miłosiernego.
Czyli w Starym Testamencie sprawiedliwy, a od Nowego miłosierny?
Nie do końca. Przede wszystkim to nie Bóg się zmienia, ale nasze rozumienie Boga. To widać doskonale już na etapie metahistorycznych opowiadań, np. o Noem i potopie. Historia Noego po raz pierwszy pokazuje znaczący przeskok w obrazie Boga. Chociaż według narratora to Bóg się zmienia, ewidentnie to autorzy tego tekstu dokonują przeskoku w myśleniu - mamy zniszczenie całej ziemi, ale konkluzja opowiadania jest taka, że Bóg już nigdy więcej tego nie zrobi. I to nie dlatego, że postępowanie ludzi się zmieniło, ale dlatego, że Bóg tak postanawia. Następnie każde kolejne pokolenie dodaje elementy miłosierdzia do swojego obrazu Boga i odejmuje elementy obrazu mściwego. Przełomowa jest – moim zdaniem – np. historia Ozeasza. Poślubienie nierządnicy. I Jezus w zasadzie później nic innego nie robi. To Kościół jest tą nierządnicą. My próbujemy uniknąć powiedzenia tego wprost, ale taka jest rzeczywistość. Tam jest pokazany Bóg, który chce swoją oblubienicę ponownie poślubić, mówić do jej serca. On ciągle tęskni za swoim ludem i próbuje go przyciągnąć. To są rzadkie wątki w Starym Testamencie, ale już przygotowują to, co w całej rozciągłości ujawni się u Jezusa.
Jak więc objawia się Boża sprawiedliwość?
U św. Jana jest taki fragment o relacji sprawiedliwości do wyznania grzechów: „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy. Jeżeli wyznajemy nasze grzechy, Bóg jako wierny i sprawiedliwy odpuści je nam i oczyści nas z wszelkiej nieprawości”. To oznacza, że między sprawiedliwością a miłosierdziem jest zasadniczy związek wyrażony w taki sposób, że miłosierdzie jest największym aktem Bożej sprawiedliwości. Także przypowieść o robotnikach w winnicy pokazuje nam ten związek. Gdy przychodzą ci, którzy od rana pracowali, spodziewają się, że dostana więcej niż ci zatrudnieni wieczorem, bo tak by z ludzkiej sprawiedliwości wynikało. A Bóg im mówi: "Czyż nie o denara umówiłem się z tobą? Nie czynię ci krzywdy. Czy na to złym okiem patrzysz, że Ja jestem dobry?”. To jest moment decydujący. Tu się powinniśmy stuknąć w głowę. Jeśli nas gorszy miłosierdzie Boże, to tak naprawdę patrzymy na Boga złym okiem tylko dlatego, że jest dobry. Miłosierdzie jest ostatecznym aktem Bożej sprawiedliwości. To Bóg usprawiedliwia człowieka. Bóg w Chrystusie mówi do każdego z nas: człowieku, Ja cię nie odrzucam! I w tym znaczeniu miłosierdzie jest bezgraniczne. Ale nie jest do końca bezwarunkowe w tym sensie, że nie działa z automatu. To ja – grzesznik – muszę się w wolności, z zaufaniem zwrócić do Boga i chcieć przebaczenia. Tego Bóg za mnie nie zrobi.
Wolność trochę jest tutaj jak kij z dwoma końcami. Z jednej strony łaska, która pozwala wejść w relację z Bogiem i Go pokochać, a z drugiej ryzyko, że mogę Boga odrzucić, co praktycznie oznacza piekło...
Tak. I to jest relacyjne. My Kogoś wybieramy lub z Kimś nie chcemy być. Na zawsze.
Czy ten wybór KOGOŚ dotyczy tylko Boga?
Nie da się rozłączyć wyboru Boga od wyboru drugiego człowieka. Dlatego w pierwotnym Kościele była bardzo silna świadomość związku pomiędzy odpuszczeniem grzechów przez Boga a jednością ze wspólnotą wyrażoną przez wspólne uczestnictwo w Eucharystii.
WIĘCEJ TEKSTÓW NA TEMAT DUCHOWOŚCI ZNAJDZIESZ W NASZYM SERWISIE "GOSC.PL DUCHOWOŚĆ"