Dwie rzeczy w podzielonym chrześcijaństwie bolą najbardziej: brak wspólnej Eucharystii i brak wspólnych obchodów Wielkanocy. Pierwsze do pokonania jest najtrudniejsze, z drugim można by sobie poradzić najszybciej. Przy dobrej woli wszystkich chrześcijan.
Dobrej woli w tym temacie jest coraz więcej. Przynajmniej od początku XX wieku kwestia ustalenia wspólnej daty Świąt Zmartwychwstania co jakiś czas podnoszona jest przez poszczególne wspólnoty chrześcijańskie. To, co było naturalne w dwóch pierwszych wiekach życia Kościoła, dziś jest przedmiotem coraz większej tęsknoty wyznawców Chrystusa na całym świecie. Są przecież kraje, zwłaszcza na Bliskim Wschodzie, gdzie w jednym mieście sąsiedzi różnych wyznań obchodzą najważniejsze chrześcijańskie święto w odstępie kilku tygodni. Wielowiekowe tradycje związane z odmiennymi kalendarzami czy sposobami wyliczania astronomicznego początku wiosny nie są aż tak ważne, by nie można było zrezygnować z „własnej” tradycji na rzecz tradycji wspólnej, sięgającej pierwotnego Kościoła. Byłoby to mocnym świadectwem dla świata, który nie rozumie, i słusznie, dlaczego podstawowa prawda naszej wiary – Jezus żyje – nie jest świętowana przez wszystkich chrześcijan w tym samym czasie.
Jest wola
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.