Marszałek pobrał z publicznej kasy dziesiątki tys. zł. na podróże własnym autem. Na pytanie, jakim cudem Sikorski wyjeździł tyle kilometrów prywatnym samochodem, rzecznik marszałka odpowiedzi nie udzieliła.
Audyt dotyczył okresu od 2009 r. do września 2014 r. Sikorski był wtedy ministrem spraw zagranicznych, przysługiwała mu zatem całodobowa ochrona BOR i służbowa limuzyna. Mimo to pobrał z sejmowej kasy dziesiątki tysięcy złotych na podróże prywatnym samochodem. Podobno podróże służbowe. O jakie kwoty chodzi?
2009 r. - 1 245 zł
2010 r. - 21 000 zł
2011 r. - 26 500 tys. zł
2012 r. - 19 000 zł
2013 r. - niecałe 10 000 zł
W sumie za okres od 2009 do 2013 r. daje to sumę blisko 78 tys. złotych. Na kwotę, którą marszałek wydał na podróże swoim autem w 2011 r. zwykły, zarabiający 2000 zł na rękę Polak, musiałby odkładać całość swojej wypłaty przez ponad 2 lata. Nie wydając przy tym ani złotówki.
Teoretycznie chodzi o podróże służbowe. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie wyliczenia tygodnika "Wprost" (artykuł "Pan Marszałek Samochodzik"), według których marszałek musiałby przejechać w każdy weekend blisko 600 km i w każde święto 300 km. Tymczasem szef MSZ większość czasu spędzał w Warszawie pod opieką BOR lub w delegacjach zagranicznych, na które lata się samolotem. Skąd zatem takie horrendalne kwoty? Na pytanie, jakim cudem Sikorski wyjeździł tyle kilometrów prywatnym samochodem, rzecznik marszałka odpowiedzi nie udzieliła. Padła jedynie wymijająca odpowiedź, że szef MSW "zawsze oddzielał działalność poselską od funkcji ministerialnej. Nigdy nie używał samochodów służbowych, będących w gestii MSZ, do celów poselskich”.