W siedemdziesiątym którymś roku, na zimowisku w Warszawie, pani Anna zadała nam „retoryczne” pytanie, czy chcielibyśmy pójść do Teatru Polskiego na przedstawienie czy do kina.
Co jest w torbie?
Gdy przeczytałem wesoły opis „pasji turystycznych” bł. Emila Szramka, od razu przypomniałem sobie, że na naszych „jordanowskich” imprezach śmiechu, żartów i popisów śmiesznych gadek zarówno śląskich, jak i „czysto po polsku” nigdy nie brakowało. Pani Szanecka, choć mawiała sama o sobie żartobliwie, że jest „gorolką”, umiała mówić po śląsku. Potrafiła też śmiać się sama z siebie i nie gniewała się, gdy wszyscy zgadywali, na przykład, co jest w jej wielkiej torbie. Właściwie chodziło raczej o to, czego w niej nie było, gdyż zawartość torby pani Anny bardziej przywodziła na myśl zestaw do szkoły przetrwania, aniżeli damską torebkę. Zdaje się, że potrafiła ona z niej wydobyć np. kawałek sznura, zwitek drutu, płaszcz przeciwdeszczowy, drugi płaszcz przeciwdeszczowy, latarkę, igłę, nici, agrafkę, szpilki, jakieś guziki, zapałki choć nie paliła papierosów, lemoniadę w proszku, herbatę ekspresową w woreczkach z nitką, a może kulkę z dziurkami na łańcuszku do zanurzania w niej herbaty sypanej we wrzątku i parzenia w kubku, mapę Polski, tabletki z krzyżykiem na bół głowy, krople żołądkowe i walerianowe, streszczenia lektur szkolnych i przykładowe pytania z języka polskiego na maturę, bowiem corocznie jacyś wychowankowie zdawali maturę, itd., itd.
W latach siedemdziesiątych nie istniały jeszcze w każdej dzielnicy i wiosce markety, w których można się we wszystko zaopatrzyć, dlatego, gdy czegoś brakowało i był z tym jakiś problem, wszystkie oczy zwracały się w stronę torby pani Szaneckiej. Zaś gdy pani Anna triumfalnie z niej wyjmowała coś, co nas ratowało z opresji, była przez wszystkich podziwiana, a śmiechu było przy tym mnóstwo. Zdarzało się, że dostawała nawet owacje.
Wnukowie i batalion wychowanków
Byli członkowie zespołu turystycznego na spotkaniu wspomnieniowym po 40 latach i wędrówce górskiej w Zakopanem we wrześniu 2014 r. Z archiwum Ryszarda Olka Pani Szanecka zmarła 12 listopada 2009 r. Na pogrzebie była żegnana przez olbrzymią rzeszę ludzi, pogrążoną w smutku rodzinę, przyjaciół, znajomych, sąsiadów, osoby urzędowe, grupy wychowanków z Młodzieżowego Domu Kultury im. dr. Henryka Jordana i ze szkół, ze starszych i młodszych pokoleń. Mszę pogrzebową celebrowali wychowankowie pani Anny, którzy są księżmi.
Sądzę, że nie wszyscy wychowankowie, którzy pragnęliby przybyć na pogrzeb, mogli się stawić, gdyż wielu z nich mieszka daleko poza granicami kraju. Jednak tych wychowanków, starszych i młodszych, dałoby się naliczyć w sumie jakiś batalion. To jest siła!