Bywa, że człowiek bardzo chory, u kresu swoich dni, na wyjątkowego powiernika wybiera pielęgniarkę.... O kulisach powstawania swojej nowej książki "Nadzieja w ludzkim cierpieniu" opowiada Hanna Paszko.
Hanna Paszko ze swoim najnowszym dziełem. Poza dwoma tomikami poezji, to już jej czwarta książka, lecz – jak twierdzi – najcenniejsza Szymon Zmarlicki /Foto Gość Szymon Zmarlicki: Pielęgniarka, która pisze książkę, w dodatku nie pierwszą – to raczej nie zdarza się zbyt często...
Hanna Paszko: Tak, to prawda. Pisanie czy też zapisywanie, jak w przypadku tej książki, nie jest łatwe. Wymaga umiejętności słuchania i wsłuchiwania się w cudze przeżycia. Do cudzego cierpienia należy zawsze przybliżać się powolutku, z pokorą w sercu i wdzięcznością, jakby idąc na palcach... Pamiętając przy tym, że pielęgniarstwo to nie tylko zawód – to także powołanie! Książka o nadziei w ludzkim cierpieniu jest moim pielęgniarskim spojrzeniem na człowieka cierpiącego. Najbardziej wtedy, gdy pielęgniarka rozumie potrzeby duchowe człowieka chorego. Bywa, że człowiek bardzo chory, u kresu swoich dni, na wyjątkowego powiernika wybiera pielęgniarkę. Wzorem do naśladowania w tej kwestii, jest dla mnie Służebnica Boża Hanna Chrzanowska oraz pozostawiony przez nią „Rachunek sumienia pielęgniarki”.
O czym opowiada Pani najnowsza książka?
O ludzkim bólu – takim zwyczajnym, który pojawia się niespodziewanie. Jest nieobliczalny w natężeniu i dotyka ludzi niezależnie od ich wieku, statusu społecznego, wyznania, koloru skóry i wykształcenia. O bólu, który przybiera różną formę – od wszechogarniającego cierpienia poprzez bezradność, zagubienie, samotność i odrzucenie. Jej bohaterowie (jest ich dwudziestu) to ludzie najbardziej zwyczajni, zupełnie nieznani szerokiej opinii publicznej. Ale bardzo wyjątkowi poprzez swoje postawy etyczne i moralne w czasie najtrudniejszych przeżyć i dramatów. Postawy pełne wiary, miłości i ufności do Boga, który wskazuje drogę i daje nadzieję.
Poprzez osobistą etyczną troskę, współodczuwanie i współcierpienie oraz zaufanie, którym mnie obdarowano, przybliżałam się wielokrotnie do przeżyć i doświadczeń najtrudniejszych spośród trudnych, bo z pogranicza życia i śmierci. Obiecałam o ich cierpieniu napisać – i napisałam. Wprawdzie nieudolnie, bo nie jestem literatem. Praca nad tymi bardzo trudnymi ludzkimi wspomnieniami, będącymi nieraz testamentem życia, trwała kilka lat. Pomagał mi ksiądz prałat Hubert Kowol poprzez analizę pisanego tekstu oraz zapewnienie, że „warto pisać o prawdzie, bo prawda niezapisana zostanie zapomniana”. Teraz, gdy książka trafiła już do rąk czytelników, jako pielęgniarka katolicka, mogą powiedzieć, że jest ona moim osobistym pochyleniem się, szczególnym ukłonem skierowanym w stronę każdego ludzkiego cierpienia.