Józef ciął drzewo piłą tarczową. Chwila nieuwagi i... stało się – maszyna ucięła mu rękę. Gdy trafił do szpitala przy trzebnickim klasztorze, uparł się, by ją przyszyć. „Toduś, operujemy” – usłyszała s. Teodozja. Przełomowe dla europejskiej medycyny zdarzenia rozegrały się właśnie tu, u grobu patronki Śląska.
Trzeba przyznać, że Józef Maszkiewicz, młody pracownik Pafawagu, potrafił dopiąć swego. Jego matka, gdy zobaczyła, co się stało, zaczęła mdleć. Józef sam starał się opatrzyć sobie pokiereszowaną lewą rękę. – Odciętą część schował między pustaki – opowiada s. Teodozja Winnicka, wieloletnia pielęgniarka instrumentariuszka w trzebnickim szpitalu, a potem dyrektorka ZOL-u. – Mieszkał na wsi. Zanim przyjechała karetka, upłynęły prawie 2 godziny. W szpitalu zawinięta w gazetę ręka znalazła się pod kaloryferem w gabinecie zabiegowym. Nalegał, by ją przyszyć.
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.