"Już teraz tylko nieco ponad połowa młodych Polaków wierzy w Boga, a więc widać, że proces sekularyzacji szczególnie w tej grupie wiekowej ma charakter zdecydowanie przyspieszony" – mówi ks. dr Tomasz Adamczyk, socjolog z KUL. W rozmowie z KAI omawia m. in. religijną kondycję polskiej młodzieży.
Zwraca także uwagę na potencjał Światowych Dni Młodzieży. Dodaje, że "trzeba stworzyć takie przestrzenie, gdzie ci młodzi ludzie czuliby się bezpiecznie, mogliby zadawać pytania, mogliby otwarcie rozmawiać, stawiając nawet trudne kwestie".
Dawid Gospodarek (KAI): Za nami kolejne Światowe Dni Młodzieży w Lizbonie. Jakie owoce Ksiądz dostrzega, gdy patrzy na takie wydarzenia, i ich kolejne edycje?
Ks. Tomasz Adamczyk: Podzielę swoją odpowiedź na dwie części – osobistą i socjologiczną. Najpierw odniósłbym się do własnych doświadczeń, bo sam uczestniczyłem pięć razy w ŚDM. Przyznam, że często myślami do nich wracam, bo mogłem wówczas zobaczyć Kościół różnorodny, żywy, młody, pełen entuzjazmu, gdzie wiele osób z różnych stron świata podzielało te same wartości i publicznie przyznawało się do Ewangelii i przynależności do Pana Jezusa. Po drugie – ŚDM pozwalały nawiązywać bardzo głębokie relacje z osobami, które przyjeżdżały na te wydarzenia z różnych stron świata. Przyznam, że do tej pory utrzymuję kontakt i przyjaźnię się z wieloma osobami, z którymi uczestniczyłem w ŚDM. Dlatego te wydarzenia mają sens i jestem mocno przekonany, że te spotkania mają przełożenie na całe życie.
KAI: A perspektywa socjologa?
– Chciałbym podkreślić, że ŚDM to są eventy. One należą oczywiście do współczesnej kultury popularnej, ale nie można ich sprowadzać do jakiegoś zjawiska ludycznego i efemerycznego, bo te wydarzenia pozwalają młodzieży na wspólnotowe przeżywanie, ale także na doświadczenie sacrum. Dlatego uważam, że są one ważne w procesie ewangelizacyjnym, choć oczywiście nie wolno popadać w swoistą eventyzację i traktować ich jako cel sam w sobie.
Żeby zrozumieć eventy trzeba pamiętać, że ich istotą nie jest trwanie, a wydarzanie się. Event jest pojedynczym faktem, podczas którego wykorzystuje się specyficzne kody komunikacyjne. Wszystko po to, aby przekaz miał lżejszą formę, przyswajalną dla młodych ludzi i dostosowaną do mentalności odbiorcy.
Przyznam, że jest wiele osób w Kościele, które bardzo negatywnie odnoszą się do eventów religijnych, mówiąc że one banalizują, czy wręcz profanują sacrum. Ja jednak przywołam niemieckiego socjologa Winfrieda Gebhardta, który mówi, że eventy również sakralizują profanum. To jest niezwykle ciekawe zjawisko i dlatego uważam, że event może pełnić bardzo ważną rolę - zachęca do zainteresowania się wiarą, ożywia religijność i wymiernie pomaga w duszpasterstwie młodego pokolenia.
Trudność, jaka się pojawia, to pytanie – jak to wydarzenie doświadczenia żywego Kościoła przenieść później do zwykłego duszpasterstwa parafialnego. Tu mamy z pewnością wciąż spory problem.
KAI: No właśnie – gdy wspomnimy krakowskie ŚDM, co działo się później? Jak w duszpasterstwie zagospodarowano ich potencjał?
– W wielu miejscach działają grupy czy są różnego rodzaju spotkania, które kontynuują to doświadczenie, niemniej jednak nie ma to charakteru masowego czy powszechnego. Oczywiście mamy tu właśnie ten wspomniany problem przełożenia tego wyjątkowego, odświętnego wydarzenia na życie codzienne, związane już ze stałą formacją. Niewątpliwie tu jest trudność.
KAI: Jak więc wyjść do tych młodych, którzy wrócili z Lizbony po pięknym doświadczeniu powszechnego Kościoła, wspólnoty, słuchaniu słowa, spotkaniu z Franciszkiem? Jak ich otoczyć duszpasterską opieką, żeby te emocje, te wrażenia, które odczuli, wszystko czego doświadczyli, jakoś mogło mieć kontynuację w codzienności, owocować, rozwijać się?
– W różnych badaniach socjologicznych młodzież podkreśla, że niezwykle ważną rolę pełnią w ich życiu relacje z rówieśnikami. I te przyjaźnie czy relacje koleżeńskie, które się nawiązały na ŚDM, można wykorzystać do tworzenia nowych wspólnot. Nie mówię teraz nawet o charakterze religijnym, ale po prostu wspólnot czy grup osób, które chcą się wspólnie spotykać, a być może z czasem zechcą też pogłębiać swoją religijność. Na kanwie tych relacji, też nawiązania dobrych relacji z księdzem, który wyjeżdża na ŚDM, wiele osób poznaje się coraz lepiej, stają się sobie coraz bliżsi i na tej bazie można budować coś bardziej trwałego.
KAI: Zostańmy jeszcze przy eventach. W Polsce takich wydarzeń nie brakuje. Mamy Lednicę, koncerty ewangelizacyjne, festiwale, stadionowe wydarzenia charyzmatyczne, duże spotkania wspólnot. W relacjach z tych inicjatyw widzimy pełno radosnych twarzy młodych ludzi. Jest jakieś zaangażowanie, są wspólnoty. Jednak badania socjologiczne boleśnie pokazują, że występuje mocny odpływ młodych od Kościoła. Jak to jest? Czy takie eventy są w stanie jakoś zatrzymać albo na nowo rozpalić wiarę w tych młodych ludziach, często sfrustrowanych Kościołem? Jak dziś wygląda kondycja religijna młodych Polaków?
– Rzeczywiście wszystkie badania socjologiczne, jakie były przeprowadzane w ostatnich latach w Polsce, wskazują, że w 2.-3. dekadzie XXI wieku będzie następował coraz szybszy proces sekularyzacji. Wyraźnie widać w badaniach proces prywatyzacji religii, odchodzenia od zinstytucjonalizowanych Kościołów ku duchowości indywidualnej, szukaniu własnych odpowiedzi na najważniejsze życiowe pytania poza instytucjami religijnymi. Już teraz tylko nieco ponad połowa młodych Polaków wierzy w Boga, a więc widać, że proces sekularyzacji szczególnie w tej grupie wiekowej ma charakter zdecydowanie przyspieszony, czy jak to ujęła prof. Mirosława Grabowska, była prezeska CBOS, wręcz galopujący. Wszystko także wskazuje, że w najbliższym czasie ten proces nie będzie się zatrzymywał, co więcej, wydaje się, że coraz mniej ludzi będzie dostrzegało sens w rytuałach religijnych, co może prowadzić do spadków w praktykach religijnych zarówno obowiązkowych jak i nieobowiązkowych. Uważam, że akurat polska religijność, zwłaszcza wśród młodych ludzi, coraz częściej będzie miała charakter imitacyjny w stosunku do społeczeństw Zachodu. Niektórzy żyli marzeniami, że z Polski może wyjść impuls, który będzie ewangelizował Europę, ale wydaje się, że bardziej prawdopodobny jest scenariusz imitacji, czyli naśladowania wzorców zachodnich, co ma miejsce teraz w Polsce i co potwierdzają badania socjologiczne.
KAI: Jak Kościół, duszpasterze, osoby zaangażowane, mogą wyjść temu na przeciw - czy to jest proces, który da się zatrzymać, jakoś odwrócić?
– Wielkie procesy bardzo trudno zatrzymać, natomiast oczywiście socjologowie nie są futurologami. Oczywiście socjologia bada wzajemne związki oddziaływania religii i społeczeństwa. Obecnie wydaje mi się, że wpływy społeczne charakteryzują się większą siłą oddziaływania na młodzież niż te o charakterze religijnym. Choć nie musi to być stała tendencja. Nigdy nie możemy być pewni, jak będą się kształtować losy religii w przyszłych pokoleniach. Natomiast można i trzeba słuchać młodzieży, która w badaniach socjologicznych podkreśliła, czego oczekuje od Kościoła – żeby w parafiach tworzyć dla nich przyjazną przestrzeń do spotkania.
Jest pewien paradoks obserwowany wśród młodzieży – z jednej strony dużo czasu spędzają w sieci, wpatrując się w komórki i komputery, ale z drugiej strony, gdy się ich pyta czego potrzebują, to najczęściej mówią, że relacji z drugim człowiekiem. I taka przestrzeń tworzona w parafiach jest niezwykle ważną szansą, żeby Kościół gromadził tych ludzi młodych. Ta przestrzeń w pierwszym momencie nawet nie powinna mieć charakteru stricte religijnego, w tym kontekście, że będzie się koncentrowała na specjalnych katechezach czy rozważaniach, tylko będzie miejscem spotkań, gdzie młodzież może ze sobą być, gdzie może też spotkać księdza, z którym może porozmawiać. Młodzież potrzebuje takich miejsc. Nie chodzi o jakiś gotowy program, ale odczytywanie, czego młodzież w danym miejscu i czasie potrzebuje i w jaki sposób można przekazać jej ważne wartości.
Druga rzecz, którą młodzież chętnie widziałaby przy parafiach, to pogotowia kryzysowe. Instytucje, gdzie młody człowiek zmagający się z jakimś wielkim problemem, mógłby uzyskać profesjonalną pomoc. To też stwarza szanse przed parafiami, które mogłyby tworzyć tego typu ośrodki. Np. w dużych miastach nie byłby to problem, żeby były takie dwa-trzy miejsca, gdzie będzie psycholog, pedagog, będą inni specjaliści. Gdzie młody człowiek uzyska profesjonalną pomoc. To niezwykle ważne, bo młodzi cenią właśnie profesjonalizm.
Istnieje też zapotrzebowanie na „poważną religijność”, stałą formację. W wielu miejscach widzę, że tam, gdzie prowadzone są systematycznie bardzo głębokie i na dobrym poziomie lectio divina, gdzie ludzie zaczynają wspólnie rozważać Pismo Święte, takie grupy zaczynają się rozrastać i jest ich coraz więcej. Podobnie widzę duże zapotrzebowanie na tworzenie pewnych grup modlitewnych, które nie będą koncentrowały się na instytucji, organizacji, a będą pomagały rozwijać duchowość. Co więcej zamknięte rekolekcje w milczeniu cieszą się wielkim zainteresowaniem i często trzeba zapisywać się na nie z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem.
KAI: Co takiego różni dzisiejszych młodych od starszych pokoleń, że łatwiej ulegają procesom sekularyzacyjnym?
– Przede wszystkim z perspektywy socjologicznej można zauważyć, że na całym świecie występują procesy sekularyzacje, indywidualizacyjne oraz pluraliazacyjne. Co to oznacza? Że współczesny młody człowiek wybiera z coraz bardziej różnorodnej oferty religijnej i parareligijnej, indywidualnie kształtując własną religijność. Takie wartości jak wolność, samorealizacja, a więc i kreatywne kształtowanie własnej religijności jest niezwykle ważne dla wielu młodych ludzi. Dlatego też następują zmiany samej religijności. Stąd Kościoły, które głoszą prawdę absolutną, mowa o normach obiektywnych, coraz częściej poddawane są krytyce; młodzież zaczyna traktować swoją religijność selektywnie.
Dla zobrazowania mogę przywołać badania akceptacji dogmatów Kościoła katolickiego, których średnia jest na poziomie ok. 50 proc. Co więcej, dogmaty dotyczące Boga, chrystologiczne, maryjne, a przede wszystkim eschatologiczne są na bardzo niskim poziomie. Natomiast wyraźnie tu widać dużo niespójności w religijności młodych ludzi, np. więcej osób uważa, że Maryja jest Matką Bożą, a mniej deklaruje wiarę, że Jezus jest Synem Boga. Widzimy tutaj pewnego rodzaju sprzeczność, którą badania socjologiczne wyraźnie pokazują.
KAI: Do wiary młodych jeszcze wrócimy. A co ze starszymi pokoleniami? Dlaczego im łatwiej było przekazać wiarę, religię i łatwiej były one przyjmowane?
– Wiara miała charakter dziedziczony. Była przekazywana w rodzinach, dziedziczona z pokolenia na pokolenie. Miała charakter tradycyjny. Dzisiejsza młodzież natomiast w większym stopniu próbuje kształtować swoją religijność wedle własnych potrzeb. Czynnik tradycyjny nie jest dla nich już tak istotny, a dużo bardziej cenią wartości takie jak wolność i samorealizację. To ma swoje przełożenie także na życie religijne. Wcześniej to była, jak pisał ks. prof. Władysław Piwowarski, wiara losu, a dziś mamy do czynienia nie z dziedzictwem kulturowym a z wiarą wyboru, i te wybory są coraz mniej oczywiste.
KAI: Czyli nie można obwiniać rodziców, że nie przekazywali odpowiednio wiary, bo to kwestia specyfiki dzisiejszego młodego pokolenia?
– Oczywiście można zastanawiać się, w jakich obszarach ktoś coś zaniedbał. I tu nie tylko wymienić trzeba rodziców, ale też konsekwentnie samą młodzież, katechezę, duszpasterstwo. Zawsze można by zrobić coś lepiej. Jednak tych wielkich procesów nie można łatwo zatrzymać. One przebiegają w podobny sposób w wielu krajach europejskich. To, z czym mamy do czynienia w Polsce – przyspieszona sekularyzacja – miało już miejsce np. we Francji, we Włoszech, w Hiszpanii. Wzrastający pluralizm wartości i norm religijnych prowadzi nie tyle do zaniku religijności, ile do przemiany form religijności.
KAI: Jak się to na przykład przejawia?
– Gdy prowadzę badania wśród młodzieży, dotyczące akceptacji norm moralnych, to dla wielu młodych ludzi kluczowe jest, aby nie krzywdzić drugiego człowieka. Natomiast, jeżeli jest norma, która czegoś zabrania, a w świadomości młodych nie krzywdzi drugiego, to bardzo często jest odrzucana i nieakceptowana. Gdy jednak dochodzi do krzywdy drugiego człowieka, młodzież często podziela poglądy opisane w nauczaniu Kościoła. Na przykład młodzież uważa, że nie ma problemu w mieszkaniu razem przed ślubem, bo nikogo się nie krzywdzi. Podobnie jest z podejściem do in vitro.
KAI: Co jeszcze można powiedzieć o wierze młodych? O ich uznawaniu katolickich doktryn, katolickiej moralności? Na ile ci młodzi jeszcze deklarujący się jako katolicy wyznają katolicką wiarę?
– Oczywiście młodzież w dużej części jest katolicka, tylko ta religijność młodzieży coraz częściej ma charakter selektywny, wybiórczy. Młodzież nie przejmuje się tym, że ich wybory są niespójne. Coraz mniej jest młodzieży, która akceptuje całą pełnię nauczania Kościoła – zarówno dogmaty katolickie jak i normy moralne Kościoła. Natomiast jest większa grupa młodzieży, która wyznaje wiarę w Boga, ale równocześnie deklaruje negatywny stosunek do norm moralnych, szczególnie w dziedzinie etyki małżeńsko-rodzinnej, dystansując się w tym względzie od nauczania Kościoła.
Dla lepszego zobrazowania przytoczę badania – wiarę w to, że Maryja jest Matką Bożą deklaruje 69 proc. młodzieży, a że Jezus Chrystus to Syn Boży - 65 proc. W istnienie szatana wierzy 59 proc., w istnienie czyśćca 57 proc. Połowa badanych wierzy, że Chrystus zmartwychwstał i wierzy w Trójcę Świętą. Tylko 48 proc. wierzy w to, że śmierć Jezusa na krzyżu była wydarzeniem zbawczym oraz że Bóg stworzył świat. Jeden procent mniej uznaje, że Bóg jest dawcą życia człowieka. Że Bóg interesuje się losem świata – 40 proc. Tylko 39 proc. wierzy w dziewicze poczęcie Jezusa. To, że papież jest zastępcą Chrystusa uznaje 31 proc. 23 proc. młodych wierzy w Niepokalane Poczęcie i w to, że biskupi są następcami apostołów. Najniższy wskaźnik ma wiara w nieomylność papieża – 17 proc.
Warto jednak tu wspomnieć, że jeśli chodzi o religijność Polaków, to to luźne podejście do doktryny, czy wręcz odrzucanie ważnych dogmatów, nie jest wcale nowym zjawiskiem. Już przed wielu laty śp. ks. prof. Piwowarski nazwał co trzeciego badanego w Polsce „nieuświadomionym heretykiem”. Spowodowane to było odrzucaniem doktryny i moralności katolickiej wraz z nieumiejętnością uzasadnienia, dlaczego pewne prawdy są przez nich przyjmowane, a inne zaś nie.
KAI: Czy za ten stan można winić katechetów, kaznodziejów, duszpasterzy? Czy to po prostu cecha współczesnej młodzieży? Skąd to odrzucanie nauczania Kościoła?
- Żyjemy w czasie znaczącego pluralizmu religijnego i związanego z nim procesem sekularyzacyjnym, co sprawia, że w rzeczywistości społecznej, gdzie podobnie jak na rynku ekonomicznym, współzawodniczą ze sobą różnorodne wzorce wyjaśniania i interpretacji życia. Młody człowiek chce samodzielnie kształtować swoje życie, dokonując własnych, osobistych wyborów. Nastąpił również głęboki kryzys wiarygodności religii zinstytucjonalizowanej. Ale myślę, że jest również ogólny kryzys instytucji i urzędów religijnych albo szerzej - urzędowych autorytetów. Coraz częściej religijność w społeczeństwach pluralistycznych staje się sprawą indywidualnego wyboru, a nie tylko faktem wynikającym z urodzenia czy chrztu. Coraz więcej osób chce samodzielnie wybierać, być człowiekiem wyboru, homo optionis, a nie człowiekiem, który będzie tylko przyjmował na podstawie tradycji czy przekazu pokoleniowego pewne wzorce, także i te religijne.
KAI: Jak dotrzeć do tej młodzieży, która jeszcze określa się jako katolicka, jednak nie przyjmuje pełni nauczania Magisterium, nawet w tak istotnych kwestiach jak Zmartwychwstanie czy Eucharystia? Jak pomóc im scalić ich światopogląd religijny?
– Byłby to proces długotrwały. Czy można młodych przekonać? Niewątpliwie tak, ale wówczas przede wszystkim trzeba by stworzyć taką przestrzeń, gdzie ci młodzi ludzie czuliby się bezpiecznie, mogliby zadawać pytania, mogliby otwarcie rozmawiać, stawiając nawet trudne kwestie. Gdzie młody człowiek, który nie lubi być krytykowany, byłby wysłuchany, zrozumiany. A z drugiej strony, Kościół poprzez swoich przedstawicieli w umiejętny sposób potrafiłby im przekazać te prawdy wiary, wyjaśnić dlaczego są one ważne. Nie byłbym tutaj optymistą mówiąc, że można to osiągnąć bardzo łatwo i szybko, natomiast niewątpliwie to jest nasz, Kościoła, wspólny obowiązek, aby stworzyć takie warunki, dać taką możliwość.
KAI: Jak młodzi postrzegają lekcje religii?
– Wartych uwagi jest kilka elementów. Po pierwsze, co widać w badaniach, coraz częściej młodzi ludzie wstydzą się przyznawać do religii, wiary w Boga. Presja rówieśników powoduje, że niektórzy bardzo łatwo rezygnują z katechezy.
Po drugie, katecheza w szkole zbliża się do nauczania o religii, bo to zadanie szkoły – szkoła naucza. Trudno natomiast w warunkach szkolnych przeprowadzić katechezę, która miałaby charakter przeżycia religijnego. Mamy tu do czynienia z pewnym kryzysem nauczania religii w szkole.
Religia przestaje być ważną wartością dla młodych ludzi. Gdy pytamy, co jest dla nich istotne, odpowiedzą, że miłość czy rodzina. Wartości religijne natomiast będą na dalszych miejscach. Dla zobrazowania tego – mój kolega, człowiek głęboko wierzący i praktykujący, woli dzieci zabrać na basen, angielski, taniec niż na szkolne rekolekcje w parafii.
Katecheza w szkole ma oczywiście pewną pozytywną rolę, bo wprowadza sacrum, określony system wartości do instytucji szkolnej, uczestniczy w procesie wychowania. Jednak wydaje mi się, że nastąpił proces przerzucania odpowiedzialności za wychowanie religijne. Szkoła oczekuje, że wychowaniem religijnym zajmie się Kościół i rodzina, rodzina, że Kościół i szkoła, a parafie, że szkoła i rodzina. Tu ewidentnie powinna być współpraca pomiędzy rodziną, szkołą i parafią. W parafiach powinna być prowadzona poważna katecheza. W szkole jest miejsce na nauczanie o religii, jednak to przy parafii powinna być permanentna, rozbudowana i głęboka katecheza.
KAI: A czy wiadomo, ilu młodych chętnie, z własnej woli, chodzi na religię?
– Nie znam takich badań. W każdym razie widać wyraźnie, że z roku na rok spada liczba chętnych do uczęszczania na religię w szkole. Jeżeli jeszcze w szkole podstawowej średnia jest dość wysoka, to w szkołach ponadpodstawowych dane statystyczne z perspektywy Kościoła katolickiego są już – delikatnie mówiąc - mało optymistyczne.
KAI: Czy wiemy, jak młodzi postrzegają Kościół hierarchiczny i księży?
- Tak. Gdy przeprowadziłem badania wśród młodzieży i pytałem o opinię na temat osób duchownych, okazało się, co było dla mnie niezwykle ciekawe, że największym zaufaniem cieszą się księża katecheci. Następnie wikariusze i proboszczowie, w nieco mniejszym stopniu biskupi. Co to pokazuje? Że im mniejszy jest dystans do osoby duchownej, im częściej się ją spotyka, rozmawia, poznaje dobre i słabsze strony, tym częściej wyrażane jest uznanie dla jej pracy. Natomiast im większy jest dystans, np. do episkopatu, tym poziom zaufania wśród młodych jest mniejszy. To ciekawy i ważny drogowskaz dla duszpasterzy, by budowali bliższe relacje z wiernymi, co sprzyja ewangelizacji.
KAI: A czy wiemy, co młodych w Kościele drażni, co trudno im zaakceptować?
– Gdy zadałem to pytanie młodym, okazało się, że po pierwsze negatywnie odnoszą się do braku tolerancji ze strony osób duchownych, choćby wobec osób homoseksualnych. Dla wielu młodych język Kościoła ma charakter agresywny, wykluczający. Tak ludzie młodzi odbierają wiele wypowiedzi przedstawicieli Kościoła. Dopiero na drugim miejscu wystąpił problem polityki w Kościele.
To było dla mnie niezwykle ciekawe, bo pokazuje, że w duszpasterstwie należy teraz zmienić język. Rodzi się pytanie – jak mówić o pewnych wartościach, które są dla ludzi wierzących i instytucji Kościoła bardzo ważne, ale z drugiej strony, żeby ten język nie wykluczał, nie obrażał i tym bardziej nikogo nie stawiał poza Kościołem. Innymi słowy – nie jest sztuką mieć rację, a sztuką jest ją umieć mieć. To ważny problem i wyzwanie dla Kościoła.
KAI: Wspomniał Ksiądz, że dla młodych ważne są wartości takie jak miłość, rodzina. Jakie wartości ważne dla nich można wykorzystać duszpastersko, by zbliżyć ich do Kościoła, by pokazać, że w Kościele też one są ważne, że tu mogą się rozwijać.
– Najważniejsza jest tu miłość. Warto przypominać, że tylko Pan Bóg jest źródłem miłości. Nikt z nas nie może tak o sobie powiedzieć. Ja mogę powiedzieć, że chcę kochać i być kochany, ale nie mogę powiedzieć „Jestem miłością”. Na kanwie Listu św. Jana mówimy, że tylko Bóg jest miłością. Co to oznacza? Jeżeli czerpię z tego źródła, może mi wystarczyć miłości nie tylko do najbliższej rodziny i przyjaciół, ale także do nieprzyjaciół, do osób, które mi trudno zaakceptować. Wtedy pokazujemy, że miłość jest wielką wartością, mającą źródło w samym Bogu.
KAI: Jak przygotować duszpasterzy, liderów, katechetów, do mądrej i owocnej pracy z młodymi? Żeby byli dziś autentycznymi świadkami dla młodych?
– Odpowiedź zawarta jest w pytaniu. Gdy zrobiłem duże, ogólnopolskie badania, dotyczące przede wszystkim księży i opinii młodych na temat osób duchownych, i gdy starałem się znaleźć klucz – jakiego księdza młodzi oczekują, okazało się, że wskazywano przede wszystkim na dwa elementy. Po pierwsze właśnie autentyczności, a po drugie – duchowości. Autentyczność jest tu niczym innym jak pewną zgodnością wypowiadanych słów z życiem. Nie może być rozdźwięku. A jeśli chodzi o duchowość, ludzie w dalszym ciągu tęsknią za głęboką, mądrą, egzystencjalną duchowością. Jeżeli ksiądz nią żyje i ludzie wyczuwają, że jego duchowość jest autentyczna, on zawsze będzie inspirujący.
KAI: Jakie rady można dać rodzicom, jeśli chodzi o przekazywanie wiary i wartości?
– Przede wszystkim, aby rodzice pokazywali swój własny przykład. Bo jeżeli ktoś każe dziecku iść na Mszę, a sam nie idzie, nie jest wiarygodnym świadkiem. Czasem rodzice przeżywają dramat, bo robią wszystko, żeby dzieci wróciły do Kościoła, albo chciały z nimi pójść na nabożeństwo. Młodzi nie chcą często tego robić. Nie jestem zwolennikiem przymuszania do praktyk religijnych. Dlatego warto po prostu mówić o swoich uczuciach – że mnie to boli, żal mi, że nie będziemy razem, jest to dla mnie ważne; modlę się za ciebie. Przede wszystkim jednak najważniejsze jest pokazywanie własnego świadectwa wiary. Może przyjdzie czas, że młody człowiek przypomni sobie, jak ważne były wartości religijne dla jego rodziców i sam zacznie się nad nimi poważnie zastanawiać. Co więcej, będzie wiedział, na przykładzie rodziców, gdzie je może odnaleźć.