W tym świecie dominują zasadniczo dwie postawy: miłośników i wrogów Chrystusowego krzyża.
O tych drugich św. Paweł mówi „z płaczem”: „Ich losem – zagłada, ich bogiem – brzuch, a chwała w tym, czego winni się wstydzić”. Dążenia tamtych są przyziemne – wyjaśnia apostoł. A abp Fulton Sheen dodaje: „Nie tyko przyziemne, ale wręcz piekielne. Kiedy wszystkie zasadzki szatana zostają udaremnione, ostatecznym celem działania demonicznej siły jest uniknięcie krzyża, umartwienia, samodyscypliny i wyrzeczenia się siebie”. George Bernard Shaw powiedział kiedyś: „Krzyż na autostradzie blokuje drogę”. Piotr został nazwany szatanem, ponieważ postąpił tak samo jak szatan, kiedy Jezus rozpoczynał swoją publiczną działalność. Diabeł kusił Jezusa na trzy sposoby, za każdym razem podsuwając Mu jakieś rozwiązanie pozwalające uniknąć krzyża. Usiłował przekonać Go, że aby zbawić świat, wcale nie trzeba umierać za jego grzechy. Łatwo jest głosić z ambony bóstwo Chrystusa, trudniej zobaczyć tego samego Chrystusa, kiedy zsyła na nas krzyż. Ach, jakże łatwo wchodzi się na profesorskie podwyższenie, a jak trudno schodzi na wysypisko śmieci Golgoty. Uznawanie Chrystusa za nauczyciela zasad moralnych, społecznego aktywistę czy obrońcę ubogich z łatwością zaspokaja społeczne instynkty, ale zobaczenie w Nim Zbawiciela, który dźwiga ciężar grzechów świata i zwraca się do każdego z nas: „Weź swój krzyż!”, to wizja przerażająca.
Tymczasem krzyż jest miejscem definitywnego zwycięstwa Chrystusa nad moim grzechem, nad małostkowością moich ambicji i miałkością moich oczekiwań. Na krzyżu objawiła się miłość mego Boga potężniejsza od śmierci, która zamierzała mnie unicestwić. Tam rozegrała się walka Zbawiciela o to, abym wieczność mógł spędzić z Nim, a nie z władcą ciemności. Krzyż to recepta na życie, w którym wiodącą rolę odgrywa miłość. Każda miłość potrzebuje krzyża, aby nie pozostać sentymentalnym uczuciem, lecz realnym podarowaniem się drugiej osobie. Krzyż jest miejscem intymności z Bogiem, dlatego też pierwsi chrześcijanie śpiewali o nim, nazywając go łożem miłości, na którym poślubił nas Pan.
Jednym ze sprawdzonych sposobów umacniania się w chrześcijańskim życiu jest wpatrywanie się w przykłady świętych. Każde pokolenie uczniów Jezusa miało swoje bestsellery opowiadające o jakimś zakochanym w Chrystusie bohaterze lub bohaterce wiary. Ludzie zaczytywali się w żywotach św. Antoniego Pustelnika, św. Cecylii, św. Franciszka z Asyżu albo św. Ignacego Loyoli. Dziś także chętnie sięgamy po książki o ojcu Pio, św. Teresce od Dzieciątka Jezus czy św. Charbelu. Święci mają potężną siłę oddziaływania. Ona tkwi w świadectwie życia. Ponadto jak w lustrze możemy przeglądać się w ich dziejach i cudach, by sprawdzić, czy podążamy we właściwym kierunku. A w razie potrzeby znaleźć siłę przeciwstawienia się katechezie demona, który zawsze oferuje nam łatwe rozwiązania za cenę wyrzeczenia się prawdy. •