107,6 FM

Przymus akceptacji

Nie liczy się to, kim jesteś. Ważne, jak postrzegają cię inni. I choć już na pierwszy rzut oka takie twierdzenie wydaje się co najmniej dziwne, a nawet niebezpieczne, w rzeczywistości dla wielu z nas staje się życiową zasadą. I nie chodzi wcale o to, że otwarcie się do niej przyznajemy, ale o to, że mniej lub bardziej świadomie według niej żyjemy

Domy, w których poszukiwanie akceptacji i uznania ze strony osób trzecich wyznacza rodzinny styl życia, wcale nie są rzadkością. W zaciszu domowych czterech ścian przez gardło łatwiej przechodzą narracje, których w sytuacjach bardziej publicznych jakoś się wstydzimy lub nawet intuicyjnie je ukrywamy. To, czego nie powiedzielibyśmy przed sąsiadami lub kolegami z pracy, śmiało wyrażamy przed współmałżonkiem lub przed dziećmi. Wtedy często opadają również maski skrywające zwodnicze schematy rządzące naszym myśleniem. Jednym z nich jest właśnie nadmiarowe poszukiwanie akceptacji i uznania. Na czym ono polega? Otóż wystarczy wyobrazić sobie rodziców, którzy nieustannie mówią przy swoich dzieciach o konieczności zdobycia określonej pozycji społecznej, podkreślają, jak ważny jest sposób postrzegania nas przez innych i to, że kluczem do sukcesu jest sprawianie dobrego wrażenia. Jeśli nawet nie czynią tego otwarcie, wiele wysiłku wkładają w rozgłaszanie swoich sukcesów, chwaląc się sobą wśród przyjaciół, znajomych, w rodzinie a także wobec osób postronnych. Budowanie dobrego wizerunku siebie, rodziny czy domu, poszukiwanie najlepszych sposobów samoprezentacji i dbanie o kontakty, które ten wizerunek mogą wzmacniać, absorbuje mocno ich emocje i działania. Siłą rzeczy dzieci takich rodziców wzrastają w klimacie nieustannie pracujących w ich świadomości komunikatów, że podstawowym punktem odniesienia nie są ich własne pragnienia, preferencje czy przeżycia, ale opinia osób postronnych, z którą trzeba się liczyć ponad wszystko. Jakie są tego konsekwencje? Przede wszystkim kształtujące się w dzieciach przekonanie, że dla swej postawy i podejmowanych działań należy uzyskać akceptację innych – że trzeba sobie na nią zapracować, zasłużyć. Brak pożądanego uznania jest źródłem wielu kryzysów i rzutuje na późniejsze, dorosłe życie. W efekcie osoby nieustannie poszukujące akceptacji mają wielką trudność z realizacją własnych pragnień i potrzeb. Skupione na pozyskiwaniu aprobaty otoczenia nie potrafią wejść w głębszy kontakt z sobą – dookreślić własnych wartości, poglądów, przekonań. Silna potrzeba skonfrontowania się z opinią innych sprawia, że takie osoby, gdy okazuje się im uznanie, funkcjonują na emocjonalnym wyżu, czują się kompetentne, potrzebne, zaradne i wartościowe. Gdy jednak spotkają się z dezaprobatą, ich świat załamuje się, a one same wpadają w mniejszy lub większy kryzys. Kształtowany latami brak pewności i nieufność w stosunku do własnych intuicji sprawiają, że osoby zależne od opinii innych nie są w stanie czerpać radości z życia bez oglądania się na poglądy i oceny formułowane przez ludzi; muszą je uwzględniać, aby radzić sobie w codzienności, a zabieganie o aprobatę ważnych dla nich postaci – szefa w pracy, znanych i znaczących ludzi, autorytetów w danej dziedzinie, a nawet zwykłych zjadaczy chleba – pochłania je ponad wszystko. Taka postawa uszkadza również ich życie duchowe. Ich relacja z Bogiem uzależniona jest niejednokrotnie od uznania ze strony ważnych dla nich autorytetów – proboszcza, prezbitera opiekującego się grupą, do której należą, świeckiego animatora czy lidera. Podejmują wiele praktyk duchowych, jednak w dużej mierze po to, aby przypodobać się ludziom; ich religijność kształtuje się – często nawet nieświadomie – pod wpływem upodobań takiej czy innej, ważnej dla nich osoby. Z tego samego powodu trudno jest im o szczerość w kierownictwie duchowym, a sakrament pokuty i pojednania może być dla nich męką. Dopiero gdy kryzys spowodowany chwiejnością ludzkich opinii skonfrontuje ich wreszcie z jałowością i bezsensem prób zasługiwania na czyjeś uznanie, proces ich wewnętrznego uzdrowienia może postąpić. Często takie właśnie sytuacje wykorzystuje Bóg, aby doprowadzić nas do wewnętrznej wolności. Paradoksalnie więc bliźni, który nierzadko jest dla nas źródłem kolejnych rozczarowań, może stać się naszym kołem ratunkowym. Ważne, aby zobaczyć, że z miłości do nas takie koło rzucać nam może sam Bóg.

 

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy

Reklama