Rozmowa z prof. Tomasem Venclovą, litewskim poetą, eseistą oraz znawcą Rosji i Europy Środkowej, laureatem Nagrody im. Jana Nowaka-Jeziorańskiego.
Andrzej Grajewski: „Czas na wytchnienie nie był długi” – napisał Pan w jednym ze swoich wierszy na temat zmieniającej się sytuacji geopolitycznej w Europie Środkowej. Okazuje się, że Rosja wróciła do starej, imperialnej polityki, czego, zdaje się, Pan i wielu ekspertów nie spodziewaliście się.
Prof. Tomas Venclova: Rzeczywiście, przez wiele lat starałem się w to nie wierzyć i byłem przekonany, że zmiany, jakie zaszły w mentalności Rosjan po rozpadzie Związku Sowieckiego, są trwałe. Uważałem nawet, że ci, którzy atakują Rosję, są niemądrymi rusofobami, a ja zawsze uważałem się za antysowieckiego, ale rusofila. Prywatnie lubię Rosję i Rosjan oraz dość dobrze znam i cenię literaturę rosyjską. Mieszkałem w Rosji przez 8 lat i mogę spokojnie powiedzieć, że lubię naród rosyjski. Powiem nawet więcej. Znam wielu litewskich zesłańców politycznych, którzy spędzili wiele lat na Syberii, ale odróżniają system sowiecki od Rosjan. Wspominają, że system był straszny i zabójczy, ale jednocześnie w ich pamięci pozostało przyzwoite zachowanie się wielu Rosjan. Rekordy popularności bije na Litwie film Audriusa Juzenasa pt. „Turystka” (Ekskursante), który opowiada historię małej dziewczynki zesłanej w 1950 r. na Sybir. Udaje jej się stamtąd uciec i zaczyna długą podróż powrotną do domu. Co ciekawe, dopóki jest w Rosji, prawie każdy jej pomaga. Nawet jeden czekista okazuje się jej pomocny. Problemy zaczynają się, gdy dziewczynka powraca na Litwę. Pojawiają się donosy, że kułaczka wróciła, atmosfera wokół niej zagęszcza się. Film obejrzało bardzo wielu ludzi. Okazało się, że to najbardziej kasowy film w dziejach kina litewskiego. Wywołał także gorące dyskusje, w których zarzucano mu jednocześnie, że jest antyrosyjski albo antylitewski. Chcę powiedzieć o tym, że negatywne oceny systemu sowieckiego często na Litwie nie przekładały się na podobne oceny samych Rosjan. Myślałem więc, że zmiany polityczne w Rosji tylko ugruntują te pozytywne zachowania. Okazuje się jednak, że niestety myliłem się. Wygląda na to, że ten naród znów ogłupiono albo trwają intensywne starania, aby go ogłupić, wygrywając stare, imperialne resentymenty, co pokazały m.in. reakcje na aneksję Krymu. Czy to się władzom Rosji uda, tego nie wiem, mam nadzieję, że nie.
Po aneksji Krymu i wojnie na wschodniej Ukrainie Litwini mają poczucie, że ich suwerenność jest zagrożona?
Oczywiście że tak. Tego nie mówi się może wprost, ale ludzie zaczynają się jednak niepokoić, gdyż nie mają pewności, co będzie dalej.
A nie obawiają się, że rosyjska mniejszość narodowa może stać się pretekstem do zewnętrznej interwencji, a np. rejon Kłajpedy może stać się drugim Donbasem?
Raczej nie, tam wprawdzie mieszka sporo Rosjan, ale tam także jest Niemen. Przerzucanie wojsk z Kaliningradu w tamtym regionie nie byłoby takie proste. A z pewnością trudniejsze aniżeli w Donbasie, gdzie nie ma żadnych przeszkód naturalnych. Znacznie łatwiej, moim zdaniem, byłoby wywołać konflikt na Łotwie, w rejonie Dyneburga, a więc w Latgalii. Tam mieszka liczna rosyjska mniejszość, a konfiguracja terenu sprzyjałaby ewentualnemu agresorowi.
Jednak na Litwie przywrócono powszechny pobór do wojska.
Nie jestem przekonany, że było to słuszne. Jeśli przyszłoby stawiać opór, to nie rzucałbym na front młodych poborowych, bez żadnego doświadczenia. Bardziej użyteczne byłyby, moim zdaniem, niewielkie, lecz za to dobrze przygotowane jednostki specjalne. A później należałoby rozwijać działania partyzanckie. Takie są moje odczucia, ale nie jestem specjalistą. Wierzę, że nasze ministerstwo obrony narodowej będzie wiedziało, jak sobie poradzić z odparciem agresora, gdyby do tego doszło. Mam jednak nadzieję, że rozmawiamy o sytuacji teoretycznej.