Wyczytałem ostatnio, że jednym z powodów międzypokoleniowych nieporozumień jest brak wspólnych doświadczeń i punktów odniesienia, wynikający z prostego faktu, że młodsi urodzili się zbyt późno, aby móc przeżyć ważne dla starszych chwile.
Dziś, choć tym razem nie tylko Ewangelię chcę przywołać, ale także fragment z Księgi Mądrości i Listu św. Jakuba na tę właśnie niedzielę przeznaczony.
Moi rodacy to bardzo zdolny naród. Nie tylko prawie wszyscy mogliby pełnić funkcję selekcjonera piłkarskiej reprezentacji Polski, całkiem niedawno – znowu: prawie wszyscy - znali się na lotniczych katastrofach i wielu innych sprawach, o których nie mieli może wielkiego pojęcia, ale za to niewątpliwie mieli straszną ochotę o nich dywagować, o modne kwestie się spierać.
W necie festiwal gwiazd, nie tylko filmowych, choć ich jest najwięcej, bo ledwie skończył się Festiwal Filmów Fabularnych w Gdyni, o którym wiele się mówiło. A co jedna z zabierających głos stara się w sposób bardziej oryginalny wypunktować coraz to nowe grzechy Kościoła.
Jest już na bilbordach, w medialnym obiegu, w recenzjach, w krytyce, w kontrowersjach. „Kler” – nowy film Wojciecha Smarzowskiego wkrótce wchodzi na ekrany kin, a jego premiera właśnie się odbyła.
W niewielkiej hiszpańskiej miejscowości w parafialnym kościelne można zobaczyć świeżo odmalowaną zabytkową, pochodzącą z piętnastego stulecia, rzeźbę. Z daleka przyciąga wzrok jaskrawymi kolorami. Nie brak wyrazistego różu i zieleni jak z piłkarskiego boiska. Wcześniej rzeźba prezentowała się raczej w stonowanych brązach.
W ubiegłym tygodniu w sali koncertowej NOPSRu pokazywane były, jako swoiste uzupełnienie, dodatek do Międzynarodowego Konkursu im. Karola Szymanowskiego dwa filmy autorstwa pani Viollety Rotter – Kozery. Pierwszy to „Wojciech Kilar – między awangardą a Hollywood”, była to śląska premiera, a drugi to „Please find – Henryk Mikołaj Górecki”.
Przywykliśmy do tego, że we współczesnym świecie ceni się indywidualność, ba, zdarza się, że ceni się niezmiernie nawet najbardziej liche pozory indywidualności, może zresztą te ostatnie ceni się najwyżej – wszak wszelkiej maści celebryci to osoby znane tylko i wyłącznie z tego, że są znane.
Dziś pewien ksiądz po raz kolejny przypomniał mi podczas tak zwanej duchowej rozmowy, że w miłość trzeba zawsze wpisywać straty. Oczywiście do głowy przychodzi mi teraz pierwszy, najważniejszy przykład jaki dał nam Pan Jezus, który tak nas pokochał, a potem dla nas stracił życie.
Grecki filozof Epikur był przekonany, że szczęście kryje się w rzeczach drobnych, małych, których zdobycie nie wymaga wielkiego wysiłku, a daje dużo przyjemności. Epikur był hedonistą. Ja hedonistą nie jestem, ale zgadzam się z intuicją, którą można by Epikurowi przypisać: szczęśliwy, kto wielkie sprawy potrafi odkrywać w rzeczach małych.
redakcja@radioem.pl
tel. 32/ 608-80-40
sekretariat@radioem.pl
tel. 32/ 251 18 07