Dominik Lentini, urodzony i zmarły w Laurii na południu Włoch, proboszcz tamtejszej parafii od roku 1794, gdzie trafił zaraz po święceniach.
Dominik Lentini, urodzony i zmarły w Laurii na południu Włoch, proboszcz tamtejszej parafii od roku 1794, gdzie trafił zaraz po święceniach. Zmarł w wieku 58 lat w opinii świętości. Króciutki ten biogram, prawda? A skrywa jeden z największych duchowych dramatów. Oto bowiem proboszcz Lentini w roku 1806, w czasie wojen napoleońskich, stał się świadkiem gigantycznej masakry, jakiej dopuścili się na stacjonujących w miasteczku żołnierzach jego właśni parafianie. Ci, których znał od urodzenia, z którymi się wychował i pośród których mieszkał, w ferworze narodowościowego zrywu przeciwko Francuzom uczynili rzeczy straszne. Tak straszne, że gdy miasteczko zostało odbite z rąk ludowych powstańców, generał André Masséna kazał je splądrować i spalić nie oszczędzając nikogo: ani kobiet, ani dzieci, ani chorych. Liczba ofiar przekroczyła wtedy 1000 osób. Jak po czymś takim wyjść do wiernych? Jak patrzeć im w oczy? Jak im służyć? Arcytrudne wyzwanie stanęło przed proboszczem Lentinim. Sprostał mu chyba tylko dlatego, że na swoich parafian popatrzył oczami Chrystusa. "Jezus Chrystus jest moim dobrem. Jest moim skarbem. Jest dla mnie wszystkim." mawiał przez kolejne 22 lata codziennie sprawując w Laurii sakramenty, wygłaszając kazania i ucząc katechizmu. Stał się "aniołem ołtarza", osądzenie i uzdrowienie swoich wiernych zostawiając Bogu. Nieprzypadkowo proboszcz Dominik Lentini przy okazji swojej beatyfikacji został nazwany "kapłanem bogatym tylko w swoje kapłaństwo".