Można być niezwykle wykształconym, przebojowym i bogatym, a niczego w życiu po sobie nie pozostawić.
Można być niezwykle wykształconym, przebojowym i bogatym, a niczego w życiu po sobie nie pozostawić. Żadnego śladu. Nic. Można także być życiowo przegranym. Bez elementarnego wykształcenia, z 60-tką na karku, bez środków do życia, a jednak zostawić po sobie ślad tak trwały, jak dzisiejsza patronka. Mija ponad 500 lat od jej śmierci, a Kościół nadal stawia nam ją za wzór niezłomnej nadziei pokładanej w Bogu, a nie w życiowym powodzeniu. Aniela Merici nie uznała bowiem, że będąc ubogą nie ma już nic wartościowego do zaoferowania. Wręcz przeciwnie. Została franciszkańską tercjarką i włączyła się do ruchu Del Divino Amore, którego celem było odrodzenie religijne jego członków i wniesienie zbawczego fermentu w otoczenie. Stowarzyszeni zbierali się na modlitwę i rozmowy duchowe, zaprawiali się też w ewangelicznych cnotach: odwiedzali szpitale, fundowali przytułki. I szybko się okazało, że ta która na pierwszy rzut oka nie miała nic do zaoferowania, dawała innym coś bezcennego – wielką pasję i ogień do działania. W 1535 roku Aniela Merici założyła nawet nową rodzinę zakonną – urszulanek – i kazała swoim siostrom "iść w lud". Jeśli więc nie zaskakuje nas dzisiaj ogromna liczba „czynnych” rodzin zakonnych, które zanurzone w świecie, pracują dla uświęcenia zwykłych ludzi, to jest to także zasługa dzisiejszej patronki, św. Anieli Merici, na pierwszy rzut oka kobiety bez perspektyw.