Odwagi, to Ja jestem, nie bójcie się! Mk 6,50
Kiedy Jezus nasycił pięć tysięcy mężczyzn, zaraz przynaglił swych uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, do Betsaidy, zanim sam odprawi tłum. Rozstawszy się więc z nimi, odszedł na górę, aby się modlić.
Wieczór zapadł, łódź była na środku jeziora, a On sam jeden na lądzie. Widząc, jak się trudzili przy wiosłowaniu, bo wiatr był im przeciwny, około czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze, i chciał ich minąć. Oni zaś, gdy Go ujrzeli kroczącego po jeziorze, myśleli, że to zjawa, i zaczęli krzyczeć. Widzieli Go bowiem wszyscy i zatrwożyli się. Lecz On zaraz przemówił do nich: «Odwagi, to Ja jestem, nie bójcie się!» I wszedł do nich do łodzi, a wiatr się uciszył.
Wtedy oni tym bardziej zdumieli się w duszy, nie zrozumieli bowiem zajścia z chlebami, gdyż umysł ich był otępiały.
Odwagi, to Ja jestem, nie bójcie się! Mk 6,50
Zdumiewające. Uczniowie Jezusa widzą, jak cudownie rozmnaża pięć chlebów i dwie ryby. Karmi nimi do syta pięć tysięcy mężczyzn. W niepojęty sposób chodzi po jeziorze. Reakcja? Napisał ewangelista: byli zdumieni. Sprawy z chlebami, napisał, też nie rozumieli, bo ich umysł był otępiały. Brzmi nieprawdopodobnie – widzieli takie cuda, a tylko się dziwią, choć już jakiś czas znają Jezusa?
Gdybym to ja był wtedy w łodzi... No właśnie, co ja bym pomyślał? My, chrześcijanie XXI wieku, nie za bardzo Jezusowi ufamy. Chcemy po swojemu, chcemy Go poprawiać. Obyśmy rozumieli, że On jest Panem, który wie wszystko i może wszystko.
Ewangelia z komentarzem. My, chrześcijanie XXI wieku, nie za bardzo Jezusowi ufamy