Zwykle jest środek dnia. Bohater tego malarskiego przedstawienia jest pieszo albo siedzi na koniu.
Zwykle jest środek dnia. Bohater tego malarskiego przedstawienia jest pieszo albo siedzi na koniu. Nosi ubranie rzymskiego legionisty lub wojskowy strój stosowny do czasu i miejsca, w którym powstaje obraz. Najważniejsze jest jednak to, w jakim momencie ten człowiek zostaje uchwycony przez artystów: oto dzieli się swoim płaszczem z napotkanym na ulicy żebrakiem. To chyba najsłynniejszy wizerunek św. Marcina i przy okazji najbliższe tradycji przedstawienie owego niezwykłego biskupa Tours z IV wieku. Niezwykłego, bo urodzonego po roku 313, czyli w świecie, gdzie nie trzeba już było stawać się męczennikiem, by zaświadczyć o Chrystusie. I św. Marcin z Tour, choć był rzymskim żołnierzem i śmierć nie była mu obca, życia za swoją wiarę nie musiał oddawać. Przynajmniej nie dosłownie, bo jednak za coś został wyniesiony na ołtarze. Tym jednak, co uczyniło go świętym nie była chwalebna śmierć tylko chwalebne życie – co dzisiaj, przy okazji Święta Niepodległości, nabiera dodatkowego i niezwykłego znaczenia. Marcin z Tours to pierwszy święty wyznawca w dziejach Kościoła. A symbolem tej wielkiej zmiany w myśleniu o świętości jest właśnie moment, w którym jeszcze jako nieochrzczony legionista dzieli się płaszczem z potrzebującym. Wtedy impulsem do działania jest dla niego głębokie współczucie, gdy jednak na drodze jego życia stanie św. Hilary, biskup Poitiers, Marcin nauczy się dzielić z innymi czymś dużo cenniejszym od płaszcza – Dobrą Nowiną. I będzie to robił z taką Bożą mocą, że w roku 371 zostanie wybrany przez wiernych biskupem w Tours. Świętym biskupem, jak czas pokaże.