Pragnął zostać zwykłym karmelitą, który w ciszy klasztornej celi kontemplował będzie tajemnicę Boga.
Pragnął zostać zwykłym karmelitą, który w ciszy klasztornej celi kontemplował będzie tajemnicę Boga. Tak się jednak złożyło, że w roku 1835 spalono klasztor, w którym przebywał, a jego rodzinna Hiszpania stała się teatrem wewnętrznej wojny zwolenników starych porządków z orędownikami nowej, wspaniałej przyszłości. A on, Franciszek Palau y Quer, musiał wybierać. Wybrał wierność Bogu, przyjął zakonne imię Franciszek od Jezusa, Maryi, Józefa oraz święcenia kapłańskie, ale o kontemplacji Bożych tajemnic w ciszy klasztoru musiał zapomnieć. Zamiast tego musiał znaleźć dla swojego powołania zupełnie nową drogę. Jaką? Taką, jaka dyktowało życie. Z jednej strony co rusz przenoszony przymusowo z miejsca na miejsce przez rewolucyjne władze, próbował znaleźć taką przestrzeń dla siebie, która pozwalałaby mu pielęgnować ciszę Karmelu. Z drugiej strony, gdzie by nie trafił, widział potrzebę głoszenia Dobrej Nowiny, która wiązała się z ciszy tej opuszczaniem. Ostatecznie na właściwą drogę naprowadził go sam Bóg w wizji, jakiej ojciec Franciszek od Jezusa, Maryi, Józefa doświadczył w czasie kolejnego wygnania. To wtedy słyszy głos: "Ty jesteś kapłanem Najwyższego; błogosław i ten, którego pobłogosławisz, będzie błogosławiony!". Zatem połączenie życia świeckiego z charyzmatem karmelitańskim, a właściwie otwarcie go tak, by świeccy mogli znaleźć w nim swoje miejsce – to rozwiązanie na owe niespokojne czasy! Ojciec Franciszek Palau y Quer powołuje zatem mieszane zgromadzenie sióstr i braci tercjarzy karmelitańskich, a choć pokona go w roku 1872 zapalenie płuc, to jako błogosławiony pozostanie dla swoich naśladowców żywym drogowskazem do nieba.