W czyim Duchu robimy w życiu to, co robimy? W swoim czy Bożym? W Bożym!
W czyim Duchu robimy w życiu to, co robimy? W swoim czy Bożym? W Bożym! – odparłby bez wahania dzisiejszy patron, jezuicki misjonarz, ojciec Jan de Brebeuf, i dodał – Wszystko dla większej chwały Stwórcy! I gdy tylko w 1625 roku zaczyna swoją posługę w Nowej Francji, to układa słownik indiańsko-francuski, opanowuje gramatykę języka dzikich, pisze zrozumiały dla nich katechizm. I co? I nic. Mijają lata jego ciężkiej misyjnej pracy, prymitywnego życia i nieustannych podróży po kanadyjskich bezdrożach, a on nie ma na swoim koncie choćby jednej nawróconej osoby, jeśli nie liczyć chrztu dziecka, które umierało na jego rękach. Do tego wszystkie wioski, które go do tej pory gościły, zaczęła dziesiątkować epidemia. Kompletna misyjna katastrofa, która zmusza ojca Jana de Brebeuf do pójścia po radę. Tym razem jednak nie idzie po nią do swojej wykształconej, jezuickiej głowy, tylko do Boga, który stał się człowiekiem. Zaczyna więc służyć umierającym dziesiątkami Indianom, dosłownie zniża się do ich poziomu i nagle odkrywa w ich twarzach już nie rysy dzikich, których trzeba nauczać, ale samego Chrystusa, który domaga się tylko - albo aż - miłości bliźniego. Skutek? Ojciec Jan de Brebeuf jest dzisiaj wspominany jako święty, który ochrzcił tysiące kanadyjskich Indian i oddał za nich swoje życie. Oddał, bo działał w Bożym, a nie swoim własnym Duchu.