Gdy się patrzy na jego obrazy, można śmiało odnieść wrażenie, że to nie młody człowiek a anioł.
Gdy się patrzy na jego obrazy, można śmiało odnieść wrażenie, że to nie młody człowiek a anioł. Twarz delikatna, rozmodlone spojrzenie. Wizerunek zupełnie nie pasujący do kasztelańskiego syna z połowy XVI wieku. I jeszcze ta jego wyjątkowa wrażliwość – mdlał ponoć, ilekroć na przyjęciach organizowanych w domu jego ojca padały grube żarty. Tak, na pierwszy rzut oka św. Stanisław Kostka, patron Polski, a w szczególności polskiej młodzieży, może wydawać się kimś z pobożnej czytanki. Był jednak postacią z krwi i kości, młodym człowiekiem, który w imię swoich najgłębszych uczuć i przekonań, stanął do boju i zwyciężył. Najpierw, gdy sprzeciwił się woli ojca i zdecydował – zgodnie zresztą z otrzymanym od Maryi widzeniem – zostać jezuitą. Potem, gdy uciekłszy nocą ze szkoły we Wiedniu, myląc pościg, na własnych nogach pokonał 1650 km dzielące go od Rzymu. Wreszcie ostatnie w życiu zwycięstwo odniósł, gdy po złożeniu ślubów zakonnych w wieku zaledwie 18 lat, swoim wzorowym życiem, duchową dojrzałością oraz rozmodleniem wprawił w osłupienie cały rzymski klasztor jezuitów - począwszy od nowicjuszy a skończywszy na najstarszych ojcach. Owszem, może i św. Stanisław Kostka miał twarz anioła i konstrukcje delikatną, ale za to wolę żelazną oraz niezłomnego ducha. Bo pozory - jak to mówią - potrafią mylić.