św. Jacek Odrowąż postanowił, że bardziej niż sobie i swoim arystokratycznym koneksjom zaufa Bogu.
Z jednej strony – niezmordowany misjonarz, który parę dziesiątków lat spędził na nieustannych wędrówkach apostolskich, przemierzając Polskę, zapuszczając się ponadto na Ruś i do pogańskich Prusów. Z drugiej strony – znakomity organizator, który w krótkim czasie założył w najważniejszych miastach ówczesnej Polski - w Krakowie, Wrocławiu czy Gdańsku - klasztory dominikańskie. Jak jednak św. Jacek Odrowąż stał się tym właśnie 'światłem ze Śląska'? Pierwszym polskim dominikaninem, który nie tylko dotarł z Dobrą Nowiną na kraj świata, ale i na płótno obrazu pędzla samego El Greco czy na słynną kolumnadę wokół placu św. Piotra w Watykanie dłuta Berniniego, gdzie jest jedynym świętym z Polski? Co o tym zadecydowało? Legendy dominikańskie mówią, że początkiem tej drogi był cud, którego w Rzymie na oczach św. Jacka dokonał sam św. Dominik. Jedni twierdzą, że była to ekstaza w jaką wpadł w czasie modlitwy założyciel Zakonu Kaznodziejów inni, że wskrzeszenie zmarłego, którego mu przyniesiono. To jednak są tylko szczegóły interesujące historyków, bo prawdziwy cud dokonał się wtedy, gdy św. Jacek Odrowąż postanowił, że bardziej niż sobie i swoim arystokratycznym koneksjom zaufa Bogu.