XXVI Ogólnopolskie Spotkanie Rodziny Szkaplerznej odbyło się w Czernej. Mszy św. przewodniczył metropolita katowicki.
Abp Adrian Galbas podzielił się z zebranymi w sobotnie przedpołudnie w sanktuarium swoim doświadczeniem pierwszej pielgrzymki do Czernej. – Byłem tu nieraz, ale najbardziej zapamiętałem pierwszy pobyt. Była to młodzieńcza wyprawa w pojedynkę, w upale, jak dzisiaj, w sobotę, jak dzisiaj. Przyjechałem tu z ciekawości i to miejsce od razu wpadło mi do serca. I zostało. Opuściłem wtedy sanktuarium po kilku godzinach, ale ono nie opuściło mnie. Myślę, że wielu z was mnie rozumie – wspominał. Metropolita katowicki wyraził jednocześnie wdzięczność za szkaplerz, którego noszenie „przypomina mi o obecności Maryi, o Jej modlitwach, o tym, że nie tylko się mną opiekuje, ale mnie strzeże, pomaga mi i mnie prowadzi”.
Przyjaźń
Kaznodzieja zaprosił obecnych do wspólnej refleksji nad przyjaźnią. – Kiedy ojcowie karmelici powiedzieli mi, że tematem tegorocznego ogólnopolskiego spotkania naszej rodziny, czyli rodziny szkaplerznej, jest modlitwa, rozumiana jako przyjaźń na całe życie, najbardziej zatrzymało mnie słowo „przyjaźń”, a dopiero potem modlitwa. Najpierw bowiem musi być przyjaźń z Chrystusem, żeby była modlitwa, która jest wypływem tej przyjaźni. Przyjaźń, to jest doświadczenie bycia przy-jaźni, drugiej osoby. Doświadczenie czystej, szczerej i bezinteresownej bliskości, które jest najlepszym lekarstwem na samotność. Nie na bycie samemu, ale właśnie na samotność. Bycie samemu i samotność to nie to samo. Można być samotnym, nie będąc samemu i można być samemu, nie będąc samotnym. Samotność we wspólnocie jest bardziej okrutna niż samotność w pojedynkę. Samotność małżonków, samotność dzieci w rodzinach, samotność księży na plebaniach. Samotność, czyli to dotkliwe poczucie, że jestem dla drugiego nieważny, bez znaczenia – mówił.
Metropolita przypomniał, że w swoim ziemskim życiu Jezus także doświadczył przyjaźni ze strony rodzeństwa z Betanii. Będąc u Marty, Marii i Łazarza, odpoczywał. – Mając doświadczenie ludzkiej przyjaźni, łatwiej nam też zrozumieć słowa Pana Jezusa, gdy mówi o tym, że chce się przyjaźnić z nami. „Już was nie nazywam sługami, lecz przyjaciółmi” (J 15,15). Dla papieża Benedykta były to najważniejsze słowa z całego Pisma św. Był nimi wciąż oczarowany. „Chrystus nazwał mnie swoim przyjacielem, mówił. Jestem przyjacielem Chrystusa”. Tak naprawdę na tym polega istota chrześcijaństwa. Bóg w Chrystusie przychodzi do naszego życia, żeby wejść z nami w osobistą relację, żeby się z nami zaprzyjaźnić. Nie musimy do Boga doskakiwać, nie musimy prężyć naszych duchowych muskułów. Chrześcijaństwo jest wcielone. Chrystus chce wejść do tego mego życia; udanego i nieudanego, zadowolonego i niezadowolonego, zmęczonego i wypoczętego, konkretnego i dzisiejszego. Chce w nie wejść, aby nam pomóc. Chce dać czas na to, by się wygadać i na to, by posłuchać – przekonywał. I zaznaczył, że właśnie z przyjaźni z Bogiem wypływa doświadczenie owocnej modlitwy – niegadatliwej, cierpliwej.
Jej skromność
Abp Adrian Galbas zaprosił także zebranych, by wizyta w Czernej była okazją do powtórzenia gestu św. Jana i wzięcia Maryi do siebie. – Weźmy więc Maryję nie tylko do swoich domów, ale bardziej do swojego życia, do spraw osobistych, do swoich relacji, do rzeczy zawodowych, do tego, co świąteczne i do tego co codzienne – zachęcał. – Wziąć Maryję do siebie to przede wszystkim naśladować przyjęcie przez Nią słowa Bożego i wprowadzenie go w życie. Jeśli Maryja prosi: „uczyńcie wszystko co mój Syn wam powie” (por. J 2,5), to dlatego, że sama jest Tą, która robi wszystko, cokolwiek mówi Chrystus. Wziąć Maryję do siebie to także naśladować Jej skromność i pokorę. Przypomniał nam o tym papież Franciszek na Jasnej Górze. Wielu wtedy zaskoczył swoją homilią. Spodziewano się czegoś bardziej wzniosłego. Papież mówił wtedy: „Jeżeli istnieje jakakolwiek ludzka chwała, jakaś nasza zasługa w pełni czasu, to jest nią Ona (,,,). To Ona jest schodami, które przemierzył Bóg, aby zejść do nas i stać się bliskim i konkretnym (…). Wziąć Maryję do siebie, to w końcu być człowiekiem głębokiej i wiernej modlitwy oraz wzorem serdecznej przyjaźni z Panem (por. Łk 2,51) – wymieniał metropolita.