Zabrze. Spotkanie z ks. Witoldem Burdą, postulatorem procesów beatyfikacyjnego i kanonizacyjnego rodziny Ulmów.
O życiu i męczeńskiej śmierci wyniesionych na ołtarze „Samarytan z Markowej”, jak często mówi się o nich, ks. dr Witold Burda opowiadał w kościele Najświętszego Serca Pana Jezusa w Rokitnicy. Zaznacza, że praca związana z jego rolą postulatora była i jest dla niego przede wszystkim wielkim darem.
- Celem procesów beatyfikacyjnych jest poznanie prawdy o życiu kandydatów na ołtarze. I ta piękna perspektywa dzień po dniu, tydzień po tygodniu, miesiąc po miesiącu pomagała odkrywać drogę, która zaprowadziła rodzinę Ulmów ku szczytowi świętości, jak pięknie kard. Marcello Semeraro określa męczeństwo za wiarę w Chrystusa - mówi postulator.
Jaka była ta droga? - To droga codzienności. To była przestrzeń, w której do tej świętości dzień po dniu dorastali. Przez wzajemną miłość małżeńską, miłość do dzieci, otwarcie na bliźnich. Przez wierność Ewangelii w codzienności. Poprzez życie duchowością małżeńską i pielęgnowanie pięknej atmosfery chrześcijańskiej rodziny. Wszystko było oparte na żywej obecności Pana Boga w ich codziennym życiu. I to potem znalazło ukoronowanie w tej decyzji o przyjęciu Żydów i zostało dopełnione męczeńską śmiercią, która dzisiaj zaprasza nas do refleksji i stawia pytania o sprawy najważniejsze. Ten czas toczącego się procesu był i jest dla mnie obdarowaniem. Czuję się pierwszym obdarowanym tym, że mogę coraz lepiej ich poznawać i coraz głębiej duchowo zaprzyjaźnić się z nimi - mówi ks. Burda.
Ks. Witold Burda (z prawej) z relikwiami rodziny Ulmów i ks. Janusz Czenczek, organizator spotkania. Mira Fiutak /Foto GośćW wykładzie przedstawił rodziny, z których pochodzili Wiktoria i Józef Ulmowie, gdzie uczyli się wiary i prostego życia wypełnionego pracą. Najmłodszy brat Józefa, Władysław, w swoim zeznaniu w procesie beatyfikacyjnym powiedział po prostu: „Nasza rodzina była zwyczajna”.
Świadkowie wspominali Ulmę jako człowieka na wskroś uczciwego. Kiedy powiedział „tak” to znaczyło „tak”, a jak „nie” to „nie”. Podkreślali też jego dyskrecję, dlatego inni chętnie przychodzili do niego ze swoimi sprawami. Wiktoria wspominana była jako otwarta, wrażliwa, łagodna kobieta, ale o szerokich horyzontach.
Nie byli wykształceni, ale mieli chęć rozwijania się. Ona uczestniczyła w zajęciach Uniwersytetu Ludowego. On wprowadzał nowinki w sadownictwie, miał pasiekę, hodował jedwabniki. Zgromadził pokaźną bibliotekę z książkami, które miał zwyczaj numerować. Musiało ich być sporo, skoro w ręce ks. Burdy trafiła oznaczona sygnaturą „313”.
Jego największą pasją było fotografowanie, czego nauczył się z książek. Sam też skonstruował sobie aparat fotograficzny. Zachowało się około 800 zdjęć, które stanowiły bogate archiwum w procesie beatyfikacyjnym.
- Nie skończyli teologii, psychologii ani pedagogiki, nie znali technik komunikacji międzyludzkiej, ale mieli mądrość i wiarę - powiedział postulator o relacjach w rodzinie Ulmów i wychowaniu dzieci. - Możemy się od nich nauczyć tego, że prawdziwa miłość jest cierpliwa, łagodna, itd., ale jest też wymagająca - dodał.
Moment prawdziwej próby tego, czym żyli i w co wierzyli przyszedł pod koniec 1942 roku, kiedy do ich domu zapukało ośmioro znajomych Żydów, prosząc o schronienie. Ukrywali ich na strychu przez prawie 1,5 roku.
- Stanięcie po stronie dobra często jest ryzykowne, wtedy to ryzyko było ogromne - przypomniał postulator. Kiedy sąsiedzi przestrzegali ich przed zagrożeniem, Józefa Ulma powtarzał „Ja ich nie wygonię, bo to są ludzie, tacy jak my”.
- Wszyscy, którzy ich znali, mówią, że podjęli tę decyzję, bo kierowali się wiarą - zaznaczył ks. Burda. Jako dowód przywołał zaznaczone podkreśleniem fragmenty w egzemplarzu Biblii znalezionej w ich domu - tytuł przypowieści o miłosiernym Samarytaninie i z kazania na Górze o miłości nieprzyjaciół.
Promotor ich procesu beatyfikacyjnego podkreślił zderzenie dobra, którym się kierowali w życiu, z prawdziwym złem, które ogarnęło ich prześladowców. 24 marca 1944 roku zostali zabici, najpierw ukrywający się u nich Żydzi, a następnie Wiktoria i Józef Ulmowie oraz ich siedmioro dzieci.
- Byli wierni Panu Bogu do końca. I dzisiaj są zwycięzcami, chociaż wtedy po ludzku przegrali - powiedział ks. Witold Burda. - Męczennik to człowiek, który żyje inną logiką, nie układami ludzkimi, zależnościami, kombinowaniem. To jest człowiek w pełni wolny w Chrystusie - dodał.
Na koniec spotkania wszyscy uczestnicy mogli uczcić relikwie błogosławionej rodziny z Markowej, gdzie 10 września br. odbyła się uroczystość ich beatyfikacji.