Bóg wychodzi o każdej porze, by nas powołać i odpłaca każdemu tą samą „monetą”, którą jest Jego miłość – te dwie kwestie komentował Papież Franciszek podczas dzisiejszej modlitwy Anioł Pański. Zadał również pytania: „Czy ja, chrześcijanin, umiem wychodzić ku innym? I czy jestem hojny wobec wszystkich, czy umiem dać to „więcej” zrozumienia i przebaczenia, jak uczy mnie Jezus?”.
Drodzy bracia i siostry, dzień dobry!
Ewangelia dzisiejszej liturgii przedstawia nam zadziwiającą przypowieść: właściciel winnicy wychodzi od wczesnego świtu do wieczora, aby nająć robotników, ale w końcu płaci im wszystkim jednakowo, nawet tym, którzy pracowali tylko jedną godzinę (por. Mt 20, 1-16). Mogłoby się wydawać, że to niesprawiedliwość, ale przypowieść ta nie powinna być odczytywana przez pryzmat wynagrodzenia; chce nam raczej pokazać kryteria Boga, który nie oblicza naszych zasług, lecz miłuje nas jak dzieci.
Zastanówmy się nad dwoma działaniami Boga, które wyłaniają się z tej historii. Po pierwsze, Bóg wychodzi o każdej porze, by nas powołać; po drugie, odpłaca każdemu tą samą „monetą”.
Przede wszystkim, Bóg jest Tym, który wychodzi o każdej porze, aby nas powołać. Przypowieść mówi, że pan „wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy” (w. 1), ale potem nadal wychodził o różnych porach dnia aż do zachodu słońca, żeby szukać tych, których nikt jeszcze nie najął do pracy. Rozumiemy zatem, że w przypowieści robotnikami są nie tylko ludzie, ale przede wszystkim Bóg, który wychodzi niestrudzenie przez cały dzień. Taki właśnie jest Bóg: nie czeka na nasze wysiłki, żeby do nas przyjść, nie sprawdza naszych zasług, zanim będzie nas szukał, nie poddaje się, jeśli spóźniamy się z odpowiedzią. Wręcz przeciwnie, On sam przejął inicjatywę i w Jezusie „wyszedł” ku nam, aby okazać nam swoją miłość. I szuka nas o każdej godzinie dnia, które, jak stwierdza św. Grzegorz Wielki, reprezentują różne etapy i pory naszego życia aż do starości (por. Homilie na Ewangelie, 19). Dla Jego serca nigdy nie jest za późno, zawsze nas szuka i zawsze na nas czeka. Nie zapominajmy o tym: Pan zawsze nas poszukuje i na nas czeka, zawsze.
Właśnie dlatego, że ma tak szerokie serce, Bóg – a jest to drugie działanie - odpłaca każdemu tą samą „monetą”, którą jest Jego miłość. Oto ostateczne znaczenie tej przypowieści: robotnicy ostatniej godziny otrzymują taką samą zapłatę jak pierwsi, ponieważ w istocie Boża sprawiedliwość jest doskonalsza, idzie dalej. Ludzka sprawiedliwość mówi, aby „oddać każdemu to, co się jemu należy”, natomiast Boża sprawiedliwość nie mierzy miłości na skali naszych dokonań, naszych osiągnięć czy naszych niepowodzeń: Bóg po prostu nas miłuje, kocha nas, ponieważ jesteśmy dziećmi, i czyni to miłością bezwarunkową, miłością bezinteresowną.
Bracia i siostry, czasami grozi nam „handlowa” relacja z Bogiem, poleganie bardziej na własnej sprawności, niż na szczodrości Jego łaski. Niekiedy także jako Kościół, zamiast wychodzić o każdej porze dnia i wyciągać ramiona do wszystkich, możemy poczuć się jak prymusi, osądzając innych z daleka, nie myśląc o tym, że Bóg kocha ich również tą samą miłością, jaką żywi wobec nas. Także w naszych relacjach, tworzących tkankę społeczeństwa, sprawiedliwość, którą stosujemy w praktyce niekiedy nie potrafi wyrwać się klatki kalkulacji i ograniczamy się do dawania zależnie od tego, co otrzymujemy, nie mając odwagi pójść o krok dalej, nie stawiając na skuteczność dobra czynionego bezinteresownie i miłości ofiarowanej wspaniałomyślnie. Bracia i siostry, zadajmy sobie pytanie: czy ja, chrześcijanin, umiem wychodzić ku innym? I czy jestem hojny wobec wszystkich, czy umiem dać to „więcej” zrozumienia i przebaczenia, tak jak Jezus czyni ze mną i czyni to każdego dnia ze mną?
Niech Matka Boża pomoże nam nawrócić się na Bożą miarę, na miarę miłości bez miary.
tłum. o. Stanisław Tasiemski OP (KAI) / Watykan