W bibliotece w Marcinkowicach odbyła się promocja książki Adama Tomczyka, pisarza i regionalisty z Żabna, zatytułowanej "Zapach dolarów".
Dla mnie ta książka to takie połączenie reportażu, zatem pracy dziennikarskiej, z robotą stricte pisarską, zatem z literaturą piękną, nawet z przewagą tej drugiej - twierdzi wybitny polski poeta Józef Baran, który obecny był na spotkaniu w Marcinkowicach.
- Cieszę się, że promocja tej nowej książki A. Tomczyka obywa się u nas, bo autor mieszka niedaleko, w Żabnie, ale pochodzi dosłownie tu, zza płotu, czyli z Przybysławic - mówi Zbigniew Marcinkowski, kustosz biblioteki.
Jak przyznaje A. Tomczyk, do napisania "Zapachu dolarów" skłoniły go trzy powody. Pierwszy z nich to lektura książki Martina Pollaka "Cesarz Ameryki". Drugim była lektura książki "Wyspa klucz" Małgorzaty Szejnert o Ellis Island, czyli wyspie, gdzie nowi emigranci, docierający statkami m.in. z Polski, stawiali pierwszy krok na amerykańskiej ziemi. - Czytając to, zrodziła się we mnie świadomość, że ja też znam wiele takich historii emigracyjnych, o co nie było wcale trudno, bo przecież z naszych stron mnóstwo ludzi wyjechało do Ameryki. Czy to w czasie pierwszej emigracji z początków XX w., czy później, czy za komuny, w czasie odwilży w latach 70. czy 80. Sam byłem w USA dwa lata w latach 1986-1988 - opowiada A. Tomczyk. Osobiste doświadczenia były zatem trzecim powodem.
Opowieści o tym, jak przez lata trafiali emigranci do USA, skąd wyjeżdżali, jak wracali i jacy wracali (tu min. smakowita opowieść o tym, jak pewne "państwo" po powrocie z Ameryki pod kościołem po Mszy św. rozdawało parafianom zagraniczne długopisy), jak sobie radzili w życiu, jak Ameryka zmieniała ich i jak oni zmieniali Amerykę (choć w drobnej skali), znajdziemy w tej wydanej przez wydawnictwo Czytelnik 300-stonnicowej książce.
Z rodziny autora pierwszą "nową Amerykanką" była siostra jego babci Wiktoria Mosio z Pilczy Żelichowskiej, która w 1910 r. przyjechała do USA w wieku 18 lat. - Skąd wziął się tytuł książki? Otóż, ciocia od czasu do czasu, zazwyczaj dwa razy w roku, przysyłała przynajmniej kartkę z życzeniami. Zawsze w tej kartce był chociaż 1 dolar. Oglądałem go zawsze z ciekawością, także wąchałem, i dla mnie zawsze dolary pachniały wanilią i fiołkami. Nie wiem czemu, tak mi się kojarzyły i tak zakodował się ten zapach mnie, młodemu chłopakowi. Ale nie chciałbym tak prosto tłumaczyć tytułu - mówi A. Tomczyk.
Tytuł ten jednak chodził za nim od pewnego czasu, więc zrobił eksperyment. - Poszedłem do kantoru, poprosiłem o wybranie kilku najmniej zniszczonych banknotów dolarowych, zapłaciłem, odszedłem na bok i powąchałem. I te dolary dziś już nie pachną - przyznaje A. Tomczyk.
Więcej w numerze 33. "Gościa Tarnowskiego" na 20 sierpnia.