Sytuacja jest bardzo smutna i napięta, wszyscy uciekają – taką wiadomość głosową przesłała z Mozambiku do swej krewnej s. Maria de Coppi SMC 6 września ub. r. o 20:17. Kilka godzin później islamiści dosięgli misję w Chipene i podpalili kościół oraz plebanię – s. Maria zginęła od kul.
Jest męczenniczką nie tylko w dosłownym sensie, ale także ze względu na świadectwo jej życia codziennego – mówi papieskiej rozgłośni ks. Loris Vignandel. On sam przeżył wspomniany napad.
S. Maria De Coppi miała 24 lata, gdy rozpoczęła misję w Mozambiku – wówczas jeszcze kolonii portugalskiej. Po ogłoszeniu niepodległości przeżyła wojnę domową. Po latach kombonianka wspominała, jak w trakcie podróży jej konwój zaatakowali partyzanci. „Wysiadłam z samochodu i rzuciłam się na ziemię, a nade mną przelatywały kule. Modliłam się: «Panie, ratuj mnie»” – opowiadała w programie zrealizowanym przez La Tenda TV. Wówczas uratował ją żołnierz, przenosząc ją w bezpieczne miejsce. W napadzie zginęło 17 osób. Wojna domowa szczęśliwie dobiegła końca w 1992 r. Jednak ostatnie lata były świadkami powrotu przemocy do regionu. Rozwinęła się bowiem działalność islamskich terrorystów. S. Maria obserwowała, jak do Chipene napływali uchodźcy – przebywało tam nawet do 400 rodzin. Niedługo przed atakiem, w którym zginęła, kombonianka mówiła:
Wiadomość siostry Marii na kilka godzin przed atakiem
„Sytuacja jest bardzo napięta. Wydaje się, że rebelianci z Al-Shabab w piątek zaatakowali jedno z miejsc w naszej parafii. Dziś i wczoraj zdaje się, iż jedna z ich grup była ok. 15-20 km stąd. Doszły wieści o porwaniach, morderstwach. Tam, gdzie przechodzą rebelianci, dochodzi do rzezi. Wszyscy uciekają, kryją się w lasach. Każdy, kto może udaje się do centrów, które są bardziej chronione. Ale dużo ludzi wciąż zostaje, tyle że śpi w lesie. To smutne…“
Ks. Loris Vignandel wskazuje, że poza obserwowaniem napiętej sytuacji, misjonarka w ostatnich miesiącach życia zmagała się również z poważnym ubytkiem widzenia. Została zapamiętana m.in. z jej niezwykłej zdolności do słuchania.
„Gdy rozmawiałem z nią, opowiedziała mi pewną historię, która ją bardzo poruszyła. Otóż pewien mężczyzna spotkał się ze swoim bratankiem potrzebującym porady. Pozostał blisko swego krewniaka i słuchał. Wysłuchanie zajęło godziny, po czym mężczyzna nic nie odpowiedział, nie udzielił żadnych rad. Tą anegdotą siostra często się dzieliła - mówi ks. Vignandel. - Spędzała całe godziny słuchając innych w domu sióstr w Chipene, po prostu słuchając. I w ten sposób dała niezwykłe świadectwo ewangelizacji przez bliskość z innymi. Mówiąc o męczeństwie w życiu codziennym, mam na myśli tę gotowość do odsunięcia się na bok i – nawet jeśli nie zawsze ma się odpowiedzi do udzielenia – po prostu zdolność do bycia blisko.“