107,6 FM

Abp Adrian Galbas: Jeżeli Jezus mówił „przyjdźcie do mnie wszyscy”, to Kościół nie może mówić „przyjdźcie do mnie niektórzy”

Nowy metropolita katowicki był pytany w Radiu eM o stojące przed nim wyzwania i problemy, które wymagają rozwiązania w Kościele.

Robert Passia (Radio eM): Ksiądz Arcybiskup mówił, że jeszcze przed ingresem towarzyszyły mu słowa Psalmu „wprowadź mnie na górę dla mnie zbyt wysoką”. Co widać z tej góry?

Jeszcze nie jestem na szczycie. Podzieliłem się bardzo osobiście jedną z intencji, które mam w modlitwie, żeby Bóg przysporzył mi sił, ponieważ po ludzku ta posługa mnie na pewno jakoś przeciąża, jest ponad moje ludzkie siły. Znam doskonale swoje deficyty i ograniczenia, dlatego potrzebna jest łaska Boża, więc z pomocą Bożą będziemy próbować.

W czasie ingresu w homilii sporo było o pokoju. Zawołanie Księdza Arcybiskupa to „Pax Christi” - Pokój Chrystusa. Dziś budowanie pokoju to trudne zadanie. Trudno o pokój w sercu, a w społeczeństwie chyba jeszcze trudniej.

Moje hasło, które bardzo chciałem mieć, to „Pax Christi” - Pokój Chrystusa, a nie pokój Galbasa. To  jest ważne, że potrzebujemy pójść do tego, o którym św. Paweł mówi: „on jest Pokojem”. Tak naprawdę wybierając to hasło zobowiązuję się, żeby się modlić o to, by łaska pokoju dotknęła mnie, który sam z siebie, z natury, jestem nerwowy i chaotyczny. Chrystus jest Pokojem i może każdemu z nas udzielić tego daru. Pierwsze, co musimy zrobić jako chrześcijanie, to na kolanach prosić tego, który jest Pokojem, by dał nam tę łaskę. To pozwoli nam zmienić nastawienie do siebie, a od nastawienia dużo zależy. Mniej będziemy widzieli wrogów między nami, ludzi, którzy są po przeciwnych stronach barier, a raczej takich, z którymi będziemy budowali jakieś pontoniki czy mostki, jeśli się nie uda czegoś więcej.

Jak mówił Ksiądz Arcybiskup w homilii - w archidiecezji katowickiej jest więcej niepraktykujących niż praktykujących. Czy ci ludzie będą jeszcze chcieli dać się zaprosić?

Nie wiem, ale Kościół nie może mieć innej strategii duszpasterskiej niż ta, którą ma Chrystus, bo Kościół nie wymyślił sam siebie. Jeżeli Jezus mówił „przyjdźcie do mnie wszyscy”, to Kościół nie może mówić „przyjdźcie do mnie niektórzy”, wybrani, ci, z którymi chcę się spotkać. Jezus nie tylko tak mówił, ale też to praktykował. Zachwycamy się wszyscy scenami z Ewangelii, kiedy Chrystus jest w domu Zacheusza, gdy rozmawia z Samarytanką i tak dalej. To jest wysiłek, który musimy zrobić.

Nie możemy powiedzieć, że jest nas mniej, ale ciągle dużo, w związku z czym mamy co robić i pozostałymi się nie zajmujemy. Zacząć trzeba od analizy powodów, dla których ci ludzie odeszli.

Niektóre są pewnie bardzo rzeczywiste, najczęściej jeśli dotyczą jakichś boleści, których te osoby doświadczyły we wspólnocie Kościoła czy od poszczególnych osób. Tutaj trzeba się uderzyć w piersi, nawracać się i szukać bardzo konkretnej naprawy. Czasami być może te odejścia są związane z jakimiś uprzedzeniami, a czasem z modą.

A nie obawia się Ksiądz Arcybiskup, że ten stopień zniechęcenia, w niektórych przypadkach zranienia, jest tak duży, że to się może nie udać?

Oczywiście, ale próba dotarcia do każdego jednego człowieka jest sensowna i ważna. Po wrażeniach z sobotniej uroczystości też mogę powiedzieć, że nadzieja we mnie raczej wzrasta, niż maleje.

Czego potrzeba? Zmiany tonu wypowiedzi?

Cierpliwości przede wszystkim. Dziś św. Paweł mówi nam, żebyśmy nikomu nie dali sposobności powodu do zgorszenia, to znaczy, żebyśmy we wszystkim okazali się wiernymi sługami Pana Boga i zaczyna od cierpliwości. Trzeba mieć bardzo dużo cierpliwości, pokory, umiejętności słuchania drugiej osoby, pamiętać, że żeby się z kimś spotkać, to trzeba pójść do miejsca, w którym on jest, miejsca egzystencjalnego, życiowego. Nie można się spotykać z kimś tylko z własnej perspektywy: ja jestem w tym miejscu, doskocz do mnie. To nie będzie spotkanie.

Ci którzy nie są dziś w ostatnich ławkach, przedsionkach, a poza Kościołem to ludzie młodzi. Kilka miesięcy temu w Radiu eM ksiądz arcybiskup mówił: „jestem zdystansowany, kiedy ktoś pyta, jaka jest recepta na młodzież w Polsce”. Teraz takie pytania pewnie będą się pojawiać.

Mówiłem wtedy, że to pytanie jest zbyt ogólne. Opowiem o pewnej sytuacji. Niedawno byłem w jednej ze szkół w czasie wizytacji parafii. Nie mógł ze mną pójść ksiądz proboszcz. Akurat była przerwa, więc wszedłem do tej szkoły ubrany tak jak teraz. Była tam grupka młodych ludzi, ósmoklasistów. Jak mnie zobaczyli, to zaczęli uciekać, więc poszedłem za nimi. Dobiegli do końca korytarza, dalej była już ściana. Podszedłem do nich i pytam: dlaczego wy ode mnie uciekacie? A oni do mnie: bo nie wiemy, kim pan jest. I to była pigułka naszej sytuacji, jeśli chodzi o duszpasterstwo młodzieży. Młodzież często ucieka od Kościoła, bo albo nie wie, czym Kościół jest, albo wydaje się mieszaniną kadzidełka i skansenu. Ta pierwsza reakcja to jest odejście, zlekceważenie tego. Pytanie, co my zrobimy. Obrazimy się czy powiemy: idziemy za wami? Aż przyjdzie taka chwila, gdy zadamy to pytanie: czemu uciekasz? Co się dzieje? Opowiedz mi o sobie. I może się nagle okazać, że tę drogę powrotną już przejdziemy razem.

To indywidualne zadanie dla każdej parafii?

Bardzo indywidualne zadanie. Już nie ma dwóch takich samych parafii. Ale trzeba też widzieć tych, którzy są, żebyśmy nie popadli w mega pesymizm. Wczoraj byłem na rozdaniu świec oazowych, posłaniu animatorów i moderatorów na tegoroczne rekolekcje oazowe. Samo rozdawanie tych świec trwało kilkanaście minut, tyle jest wspólnot, które pojadą na rekolekcje. Ważne, żeby zobaczyć, że jest też bardzo dużo młodych ludzi, którzy świadomie wybrali Chrystusa i trzeba ich bardzo wspierać, ponieważ to właśnie oni są ewangelizatorami. Oni także mogą dotrzeć do swoich rówieśników i podzielić się motywami swoich wyborów. Mówiąc o młodzieży w Kościele warto mówić nie tylko o tej, której nie ma, ale także tej, która jest.

W czasie ingresu mówił Ksiądz Arcybiskup, że jeśli nie da się zbudować mostu między dwoma Polskami, to warto przynajmniej rzucić ponton na rzekę między nimi. Mamy rok wyborczy. Czy to już nie zaszło za daleko, by ponton mógł pomóc?

Po sobotniej uroczystości podeszły do mnie dwie panie senator z różnych ugrupowań i powiedziały: „jesteśmy z tych dwóch Polsk i próbujemy współpracować”. Nie można powiedzieć, że już nic nie da się z tym zrobić.

Ale to są tylko jednostki w tym ogóle, który walczy ze sobą.

Nawet jeśli to jednostki, to już one są cenne. Ważne jest przesłanie, jakie dajemy w Kościele. Kościół nie powinien być kojarzony, jak mówiłem w homilii, z jedną z tych Polsk.

A jeżeli Kościół usłyszy: nie jesteś obiektywny, bo sam należysz do jednej z Polsk?

To, że należy do jednej nie jest prawdą, ale jeżeli jest taki zarzut, to trzeba go spokojnie przyjąć, przeanalizować i zobaczyć, czy rzeczywiście w naszych wypowiedziach, sposobie budowania relacji społecznych nie dajemy powodu do takiej oceny, która była dla Kościoła bardzo niewłaściwa.

Dużo mówił Ksiądz Arcybiskup o świeckich, którzy mają kompetencje, doświadczenie i kochają Kościół. Widzi ich ksiądz arcybiskup w jakichś konkretnych miejscach?

Zawsze pamiętajmy, że pierwszym powołaniem ludzi świeckich, o którym mówi Kościół od 60 lat, jest to, by byli tam, gdzie się dokonuje ich życie jako katolicy. By nie mieli założonej czapki niewidki nie przyznając się do Kościoła, nie utożsamiając się z wartościami, które wyznają, żeby się nie narazić, żeby nie było hejtu.

Jesteś katolikiem świeckim - lekarzem, prawnikiem, kierowcą autobusu - to bądź, umiej o tym powiedzieć, kierować twoje wybory na podstawie Ewangelii. To podstawowe powołanie ludzi świeckich, Consecratio Mundi.

Czasami ludzie świeccy od razu chcą przeskoczyć na poziom drugi, to znaczy powołanie wspomagające duchownych i tutaj wnosić swoje kompetencje, doświadczenie jako wsparcie duchownych. Myślę, że w Radiu eM jest zdecydowana większość ludzi świeckich i to nie jest jedyne takie miejsce, ale zdecydowanie potrzeba otwierać kolejne. Przy niejednym biurku świecki załatwi sprawy lepiej niż duchowny, a duchowny może w tym czasie spowiadać, głosić Ewangelię i robić to, co wynika z jego powołania.

Był w ostatnim czasie jakiś gest, który dał nadzieję?

Było dla mnie bardzo wzmacniające przeżycie ingresu. Chciałem, żeby była uroczystość sine pompa, żeby to była modlitwa, w której Kościół dziękuje Chrystusowi, że jest jego Panem, pierwszym i ostatnim i że jest z Kościołem przez wszystkie dni do skończenia świata. Biskup przyjdzie, a potem pójdzie. Biskupi diecezjalni, jeśli zajmują jakieś miejsce w katedrze na dłużej, to w podziemiach – tam, gdzie są grobowce biskupów. Na katedrze jest się na chwilę. Chciałem, żeby to wybrzmiało i tak chyba się stało. Cieszę się z dużego wsparcia i oznak prawdziwej wspólnoty, które otrzymuję od archidiecezjan. To napełnia nadzieją, bo po co jest Kościół, jeśli nie do nadziei? Pocieszyć może każdy, ale żeby dać nadzieję, to trzeba ją mieć i do tego są zdolni tylko niektórzy.

Abp Adrian Galbas: Jezus mówi „przyjdźcie do mnie wszyscy”, nie "przyjdźcie do mnie niektórzy"
Radio eM

 

 

« 1 »

Zapisane na później

Pobieranie listy