Świętość nie jest zastrzeżona tylko dla pewnej grupy osób, bo wszyscy powinni do niej dążyć, tak jak wzywał nas do tego Pan Jezus. Przypomniał w rozmowie z KAI Enrico Solinas – świecki postulator w procesach beatyfikacyjnych, sędzia sądu kościelnego włoskiej diecezji Perugii.
Jeszcze stosunkowo niedawno postulatorami byli wyłącznie księża i zakonnicy, jednakże w ostatnich latach Kościół otwiera się coraz bardziej na świeckich. Jednym z nich jest właśnie rozmówca KAI – człowiek żonaty, ojciec trójki dzieci.
Piotr Dziubak, KAI: Czy zmieniło się rozumienie świętości w społeczeństwie?
Enrico Solinas: Owszem i to bardzo. Jeszcze kilka lat temu ze świętością łączono wyłącznie księży, zakonników i zakonnice. Osób świeckich było mało w tym gronie. Trzeba podkreślić, że od czasów św. Jana Pawła II, przez pontyfikaty Benedykta XVI i Franciszka, można zauważyć nie tyle zmianę pewnej tendencji, ile raczej pojawienie się wielu kandydatów na ołtarze spośród świeckich. Można powiedzieć, że mamy wręcz do czynienia z rozkwitem takich świętości. Są tam dzieci, młodzież aż do osób dorosłych, które były matkami i ojcami rodzin. Są też przypadki par małżeńskich.
To pozwala zrozumieć, że świętość jest otwarta dla wszystkich. Na przykład Cosimo Gravina, którego proces beatyfikacyjny jest w przygotowaniu, pewnego dnia bardzo się zdziwił, kiedy przyjaciółka jego matki przyniosła mu obrazek św. Józefa Moscatiego – świętego lekarza z Neapolu. Zapytał matkę, czy to znaczy, że są święci nie będący księżmi? I że „normalny” człowiek też możemy zostać świętym? Matka bardzo się wzruszyła tym pytaniem. Świętość jest zatem w zasięgu każdego.
Jest Pan świeckim postulatorem. Pełnienie takiej funkcji nie jest już zastrzeżone wyłącznie dla osób duchownych. Jeśli ktoś mówi Panu, że dana osoba zmarła w opinii świętości, od czego zaczyna Pan swoje działanie?
To, co powiedziałem o kandydatach do świętości, odnosi się także do postulatorów. Jeszcze kilka lat temu postulatorami procesów beatyfikacyjnych i kanonizacyjnych byli wyłącznie księża i zakonnicy. Kościół otworzył się jednak bardzo na osoby świeckie. Teraz można powiedzieć, że nastąpiło odkrycie postulatora świeckiego. Ja jestem żonaty, mam trójkę dzieci. Nie jestem osobą konsekrowaną.
Ciągle ktoś mi przedstawia kandydatów do świętości. Trochę jak sędzia śledczy staram się przyjrzeć temu, jakie życie wiodła ta osoba, przede wszystkim od strony wiary. Czy naprawdę kochała Jezusa? Jak postępowała wobec siebie i bliźnich? Jeśli była chora, to jak przeżywała swoją chorobę. Na pewno przeszła bardzo trudne chwile, może popadła w rozpacz, czy modliła się o swoje uzdrowienie? A może było tak, jak w przypadku Patrizii Revello, która nigdy nie prosiła o uzdrowienie. Miała ciężką formę raka piersi, najgorszą z możliwych. Ofiarowała całe swoje życie i swoją chorobę w intencji nawrócenia narzeczonego, który nic o tym nie wiedział, a jednak nawrócił się.
Trzeba zobaczyć, w jaki sposób dana osoba przeżywała chorobę, a następnie porównać też z cnotami chrześcijańskimi: wiarą, miłością, nadzieją, z cnotami głównymi. Staram się to zrozumieć dzięki pomocy osób, które być może poznały za życia takiego kandydata, jeśli oczywiście jest to możliwe.
Następnie, i jest to bardzo ważne, należy zrozumieć, co się działo po śmierci kandydata. Trzeba pójść na jego grób, dowiedzieć się, czy ludzie odwiedzają to miejsce, czy zostawiają tam jakieś kartki z prośbami o wstawiennictwo. Pozwoli to zrozumieć, czy mamy do czynienia z opinią świętości, czy też chodzi wyłącznie o szacunek dla osoby, która była uznana za dobrą, ale powierzyła swego życia w ręce Boga.
Pamiętajmy, że Pan Bóg dokonuje własnych wyborów. Nie ma świętych z pierwszej albo z drugiej ligi. Bóg ma swój plan i wybiera konkretną osobę, która odpowie lub nie na Jego zaproszenie do świętości. My nie znamy motywów takiego wyboru. Można to zrozumieć z czasem, ponieważ da się wyczuć powiew świętości i widać wtedy, że jest ona prawdziwa. Wówczas stowarzyszenie zawiązane wokół kandydata na ołtarze albo biskup powołuje mnie na postulatora. Następnie proszę oficjalnie biskupa miejsca o otwarcie procesu.
Święci są także dzisiaj bardzo podziwiani. Nawet gazety zajmujące się głównie plotkami, potrafią poświęcić im 2 strony. Jednakże pytając osoby, czy chciałyby zostać świętymi, można zazwyczaj odnaleźć jakąś formę lęku wobec świętości. Trochę rozpowszechnione jest przekonanie, że święty na pewno nie grzeszył, zawsze się modlił, że był swego rodzaju “pół-bogiem”.
Rzeczywiście można się spotkać z takimi poglądami i dla mnie jest to straszne. Niestety ma to swój początek w bardzo szczególnym pojmowaniu Kościoła. Przed stu i więcej laty propagował on świętych doskonałych. Jeśli weźmiemy do ręki żywoty świętych, wydane ponad wiek temu, łatwo zauważymy, że kandydaci do świętości byli świętymi już od urodzenia. Nigdy nie popełniali grzechów. Jan Paweł II wielokrotnie podkreślał, że wszyscy jesteśmy wezwani do świętości. Ze względu na chrzest każdy jest wezwany do bycia świętym. Każdy podejmie swoją decyzję w tym względzie. Odpowie nie ze względu na zdolności, bo świętość nie jest sprawą talentów.
Pomyślmy o świętym Pawle czy Augustynie. Dostrzegamy tylko zewnętrze cechy osoby. Św. Augustyn miał dziecko z kobietą, z którą się nie ożenił. Z tego nieformalnego związku urodził się syn, Adeodat. Przyszły święty wiódł libertyński styl życia do czasów swego nawrócenia. Św. Paweł mordował chrześcijan, uważając to za słuszną sprawę.
Przykładów biografii świętych, u których świętość przechodzi przez grzech, jest bardzo wiele. Powiedziałbym, że najwięksi święci to osoby, które się nawróciły. Pan Jezus powiedział o Marii Magdalenie, że wiele jej zostało wybaczone, bo ona bardzo kochała. Prawdą jest, że zgrzeszyła mocno, ale też kochała mocno i dlatego jej grzechy zostały jej odpuszczone.
Trzeba odejść od pojęcia świętości z obrazka, ckliwej. Musimy pamiętać, że święci walczyli z samym sobą. Kościół musi ocenić heroiczność cnót kandydata na ołtarze: czy ta osoba żyła cnotami chrześcijańskimi. Oznacza to, że kandydat na ołtarze nie urodził się świętym. Trzeba praktykować cnoty chrześcijańskie, aż do chwili, gdy Bóg powie: stop, wystarczy. Trzeba praktykować wiarę, miłość i nadzieję, bo w przeciwnym wypadku staną się one pustymi hasłami. W tym wszystkim ważne jest to, że u kandydata na ołtarze staje się to normalne a inni zaczynają to dostrzegać. Tak rodzi się opinia świętości.
Czy święci byli grzeszni? Czy życie “przed” wybraniem świętości było problemem do uznania ich przez Kościół jako przykładu dla innych?
Jezus mówił: jesteście świętymi, bo Ja jestem święty. Świętość to spojrzenie, w jaki sposób dana osoba naśladowała Chrystusa. Wiemy, że został On ukrzyżowany. Czy przeklinał tych, którzy Go ukrzyżowali? Wręcz przeciwnie: błogosławił ich. Prosił Ojca, żeby im przebaczył. Święty to ten, który krok po kroku naśladował Chrystusa. Mogło to trwać 5, 10, 80 lat.
Świętego Franciszka z Asyżu nazwano “alter Christus” nie dlatego, że dostał stygmaty, jedyne zresztą uznane przez Kościół. Franciszek stał się nawróceniem, które miało swój początek wiele lat wcześniej. Przed nawróceniem lubił rozróby i imprezy, mówiąc współczesnym językiem. Najpierw zrozumiał siebie sercem. Odkrył, że jest grzesznikiem.
Niestety poczucie grzechu jest dziś bardzo zagubione. Święty zdaje sobie sobie sprawę z tego, że jest grzesznikiem. Niech pan zapyta kogoś, czy grzeszy? Odpowie: jestem uczciwy, nie zdradzam żony, chodzę do kościoła, no nie grzeszę. W świadomości, że jest się grzesznym, święci zbliżają się do Boga. John Randal Bradburne, sługa Boży, z pochodzenia Anglik, zamordowany w Mozambiku, mówił, że „jeśli z tego śmiecia, jakim ja jestem, Bóg może zrobić świętego, to każdy, kto spojrzy na moje życie, będzie mógł powiedzieć: ja też mogę zostać świętym”.