Wyobraźcie sobie państwo, że oto do waszej rodzinnej posiadłości wpadają siepacze i pozbawiają życia waszych bliskich.
Wyobraźcie sobie państwo, że oto do waszej rodzinnej posiadłości wpadają siepacze i pozbawiają życia waszych bliskich. Wyobraźcie sobie jeszcze, że czynią to za cichym przyzwoleniem samego papieża, bo jeden z morderców jest jego bratankiem. I na koniec wyobraźcie sobie, że wy sami i wasi bliscy jesteście od najwcześniejszych lat wiernymi dziećmi Kościoła. Co wtedy robicie? Krwawa zemsta? Apostazja? A może przebaczenie? Jeżeli wybraliście państwo tę ostatnią opcję jesteście na dobrej drodze, drodze do nieba. Takiej samej jaką poszła dzisiejsza patronka. Ale bądźmy uczciwi, zanim była w stanie wybaczyć zbrodniarzom i w pewnym sensie także Kościołowi, wcześniej przez całe lata zaprawiała się w umartwieniu. Kamila Baptysta była wprawdzie córką księcia Varano, była świetnie wykształcona oraz miała perspektywy na dobre i dostatnie życie, ale... tak się przejęła w wieku 10 lat słowami pewnego franciszkanina wypowiedzianymi w czasie kazania, że całkowicie zmieniła swoje życie. Wstąpiła do klasztoru klarysek, wzięła na siebie największe umartwienia, tylko w duchu posłuszeństwa podjęła się funkcji przełożonej współsióstr, wybaczyła mordercom swoich bliskich. Św. Kamila Baptysta Varano. Dlaczego święta? Bo wybaczyła krzywdzicielom? Nie. Bo jako dziecko wzięła sobie do serca słowa bezimiennego kaznodziei o miłości Chrystusa do nas. Miłości, która jest przez ludzi odrzucona, a nikomu nie pęka z tego powodu serce. Jej pękło choć akurat nie z tego powodu zmarła, tylko w czasie epidemii. 31 maja 1524 roku.