Wyzwolone tereny Ukrainy stanowią miejsce, gdzie bardzo potrzeba wzajemnego wsparcia. Przykładem zaangażowania Kościoła w taką posługę jest greckokatolicka parafia w Fastowie nieopodal Kijowa. Zorganizowano tam np. specjalną piekarnię-ciastkarnię „Korżyk”, gdzie pracuje Mykyta, chłopak z zespołem Downa, którego matka straciła zatrudnienie.
W wywiadzie dla Radia Watykańskiego miejscowy proboszcz, ks. Witalij Marcyniuk, przekonuje, że Mykyta "wkłada w to całą swoją miłość".
- Ludziom w takiej sytuacji ciężko sobie czasem poradzić w okolicznościach pokoju, a co dopiero w przypadku wojny - zaznacza duchowny. Ale, jak wskazuje, jego wspólnotę charakteryzuje fakt, że nie załamuje ona rąk.
Zobacz: Inwazja Rosji na Ukrainę - relacjonujemy na bieżąco
Jak przekonuje kapłan, z pomocą dobrych ludzi podejmują różnorodne działania:
Gdy w regionie Kijowa zaczęły się pierwsze eksplozje, nas zostało mało, 14 kapłanów spośród 148. Ja sam nigdzie nie wyjechałem, pozostałem na miejscu. I kiedy ludzie przyszli do kościoła oraz zobaczyli, że tam jestem, stało się to dla nich świadectwem możliwości tworzenia czegoś wokół mnie (…). I wówczas zaczęliśmy… Fastów nie był ostrzeliwany, do nas przyjeżdżały ciężarówki, a nasi ludzie nieśli pomoc w każdy możliwy sposób: czy to do Irpienia (…), czy to do Makarowa, Buczy, Worzla. Do tych rejonów bardziej ostrzeliwanych, gdzie mieszkańcy mieli trudniej: stały tam spalone samochody, leżały jeszcze niezabrane ciała zabitych. I to była okazja, aby służyć w tym czasie. A potem kobiety zaczęły gotować pierogi dla obrony terytorialnej. I tak się podzieliliśmy: każdy miał jakąś swoją własną misję (…), robiliśmy wiele rzeczy. A Mykyta zawsze znajdował się gdzieś obok: przychodził, pomagał.
Ksiądz Marcyniuk opowiada, że dla chłopca był to szczególny czas, ponieważ jego mama straciła pracę, a on sam wszystko ciężko przeżywał. - Ale zdecydowaliśmy, że podejmiemy wyzwanie i (…) osiągnęliśmy nasz cel, aby dać temu człowiekowi i jego rodzinie szansę na wzmocnienie (…). Dzięki inicjatywie oraz wartościom naszego zespołu, a także dzięki energii chłopaka, jego zaangażowaniu w pracę, wszystko się ułożyło (…). A ponieważ pojawiły się osoby, które w nas uwierzyły, byliśmy w stanie to zrobić, bo samemu to bardzo trudno. Mam niewielką parafię i brakuje środków. Ale dzięki dobrym ludziom podejmujemy starania - podkreśla.