Sędziwy papież Jan, gdy przed 60 laty zwoływał powszechny sobór, marzył o „nowym zesłaniu Ducha Świętego” w Kościele.
Modlił się wówczas do Ducha, aby znów „uczynił w naszej epoce nadzwyczajne dzieła właściwe nowej Pięćdziesiątnicy”. I gdy wydawało się, że po rozkwicie, jaki przyniósł sobór, zamiast wiosny nastała w Kościele pora lodowatego zimna, a znużenie stłumiło dynamizm – jak opisywał Jan Paweł II – pojawiła się „nowość” w postaci wielkiego rozwoju ruchów kościelnych, obdarzonych dynamizmem misyjnym. „Ruchy te stanowią prawdziwy dar Boży dla nowej ewangelizacji i dla działalności misyjnej” – stwierdził. „Było to dla mnie osobiście zdumiewające przeżycie – wspominał natomiast Benedykt XVI – kiedy po raz pierwszy doświadczyłem zapału i entuzjazmu, z jakimi ich uczestnicy przeżywali swą wiarę oraz przejęci radością płynącą z tej wiary czuli się przynagleni do dzielenia się z innymi tym, co otrzymali w darze”. Dziś po tamtej epoce, w której Duch Święty na nowo poprosił o głos, życie chrześcijańskie i impet misyjny znów zdają się przygasać, a w sercach pasterzy i wiernych pojawiają się zniechęcenie i smutek. Słychać narzekania na odpływ młodych i brak powołań, sprzedawanie kościołów i dominującego ducha sekularyzacji. Tymczasem holenderski kardynał Willem Eijk opowiada o odradzającym się w jego kraju Kościele ludzi młodych, którzy odkrywają na nowo Eucharystię, comiesięczną spowiedź i miłość do Matki Bożej. Mój przyjaciel, pracujący we Francji ksiądz, opowiada o grupach modlitewnych, gromadzących się w kryptach starych paryskich kościołów. Nie widać ich w świątyniach, ponieważ tryb życia dzisiejszego człowieka nie odpowiada porom oficjalnych nabożeństw. Chrystus ma pełną władzę przyniesienia Ducha Świętego swoim uczniom, kiedy chce. Nawet gdy wszystkie drzwi i możliwości wydają się zamknięte. „»Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam«. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: »Weźmijcie Ducha Świętego!«”. Przynosi im tego Ducha, którego na krzyżu oddał jako Baranek złożony w ofierze z miłości do nich. „Gdy Ojciec posyła swoje Słowo, posyła zawsze swoje Tchnienie: jest to wspólne posłanie, w którym Syn i Duch są odrębni, ale nierozdzielni” – wyjaśniał Jan Paweł II. Na początku Bóg powołał do życia człowieka przez to, że „tchnął w jego nozdrza tchnienie życia” (Rdz 2,7). Tchnienie towarzyszy Słowu. Uczynienie tego „w nozdrza” oznacza, iż Bóg zwrócił się do człowieka bezpośrednio, zawołał go i nazwał po imieniu. Być dotkniętym Słowem Boga to jakby otrzymać pocałunek życia od Stwórcy. Ciekawe, że Chrystus po swoim zmartwychwstaniu uczynił coś analogicznego: przyszedł do uczniów w Wieczerniku, „tchnął na nich i powiedział”. Słowo Dobrej Nowiny namaszczone Duchem Zmartwychwstałego rozpoczyna w Kościele i w apostołach zdumiewający proces rewitalizacji. Misyjność Kościoła ze Słowa zrodzona w Słowie się ujawnia. Przyjdzie czas, gdy Kościół znów eksploduje potęgą głoszonej Ewangelii i dawanego świadectwa. Na razie musimy podtrzymywać wielkie pragnienie papieża Jana XXIII, aby Bóg znów „uczynił w naszej epoce nadzwyczajne dzieła właściwe nowej Pięćdziesiątnicy”.•