Spuszczona głowa i burkliwe odpowiedzi na każde pytanie. Taka była jeszcze dziesięć lat temu. Ks. Szymon Czauderna, proboszcz w Jawiszowicach, dobrze pamięta tę zadziorną nastolatkę z gimnazjum. Po 10 latach właśnie jego poprosiła o… sprawowanie Mszy św. z posłaniem na misje. Wyjechała wczoraj, w Wielką Środę.
Wkrótce dowiedziała się więcej o misji na Procidzie. - Teraz już wiem, że to miejsce wybrał dla mnie Pan Bóg. Będę mieszkać w tamtejszym Domu Serca 14 miesięcy, razem z dwiema wolontariuszkami: jedną z Polski, drugą z Austrii. Na wyspie nie ma jako tako ubóstwa materialnego, ale wiele osób cierpi z powodu samotności i braku poczucia własnej wartości. Osoby starsze żyją samotnie, rodziny często są podzielone, młodzi się nudzą, pozostawieni sami sobie. Jest wiele nieszczęść duchowych. Na początku było dla mnie niepojęte, co misjonarze mają tam robić. Teraz wiem, że nasze zadanie to po prosu być z ludźmi, którzy potrzebują obecności drugiego człowieka - wyjaśnia.
Marcelina dopiero uczy się włoskiego. Myślała, że będzie miała do wyjazdu więcej czasu, ale potrzeba jej obecności w Domu Serca jest pilna - wyleciała do Włoch 5 kwietnia wcześnie rano, by już na miejscu spędzić Triduum Paschalne i pierwszą Wielkanoc.
Wcześniej, 31 marca, uczestniczyła we Mszy św. swojego misyjnego posłania w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie proboszczem jest ks. Szymona Czauderna.
- Wszystko działo się bardzo szybko. Miałam cztery tygodnie na przygotowanie do wyjazdu. Bardzo trudno było zgrać czas i miejsce na uroczystość mojego posłania. Wtedy pomyślałam o ks. Szymonie… Uczył mnie w podstawówce i w gimnazjum. Nie mieliśmy ze sobą długo kontaktu, ale czułam, że to jego powinnam poprosić, choć ksiądz znał mnie z zupełnie innych czasów mojego nastoletniego buntu. Cieszyłam się, że będzie mógł zobaczyć moją przemianę - uśmiecha się wolontariuszka.
Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.- To bardzo radosne doświadczenie w życiu duszpasterskim, kiedy dowiadujesz się o przemianie i nawróceniu młodej osoby, którą poznałeś jako zagubionego buntownika, niechętnego do kontaktu i rozmów, chadzającego wyboistymi drogami - uśmiecha się ks. Szymon. - Próbujesz siać i raczej nie liczysz na to, że zobaczysz owoce, a tu taka niespodzianka. Kiedy zadzwoniła do mnie jej mama z wiadomością o wyjeździe Marceliny na misje, byłem zaskoczony, ale i szczęśliwy. Bo to duża radość, że przeżyła taką przemianę, że chce dawać świadectwo, odważnie dzielić się tym, co zrobił w jej życiu Pan Bóg. Podziwiałem ją, jak u nas w Jawiszowicach stanęła przed setką kandydatów do bierzmowania i mówiła świadectwo. Ufam, że praca na misji będzie dla niej kolejnym doświadczeniem Bożej miłości i opieki.
- Jako nastolatka oddaliłam się od Pana Boga. Buntowałam się, nie chciałam chodzić do kościoła. Byliśmy taką rodziną wierzącą tradycyjnie - chodziłam do kościoła w niedziele i święta, ale z reguły staliśmy na zewnątrz, nie mieliśmy głębszej relacji z Panem Bogiem. Przyszedł taki czas kryzysu, że jedność naszej rodziny wisiała na włosku.
Wówczas do Szczyrku przyjechała wspólnota z Rychwałdu i zaprosiła parafian na Mszę św. z modlitwą o uzdrowienie. Marcelina z mamą były pod wrażeniem modlitwy. Zaczęły jeździć do Rychwałdu. Mama trafiła tam Kurs Alpha. Marcelina była niepełnoletnia, a nie było edycji dla młodzieży. Kiedy skończyła osiemnastkę, mama nie ustawała w zachęcaniu jej na kurs
Podczas Mszy św. posłania Marceliny na misje w kościele św. Marcina w Jawiszowicach, gdzie modlił się w jej intencji ks. proboszcz Szymon Czauderna.- Wtedy zaczynała się już ogromna przemiana w całej naszej rodzinie. Pan Bóg połączył nas wszystkich na nowo, rodzice związali się ze wspólnotą Miasto na Górze.
Ale ja na żaden kurs nie chciałam jechać, bo czułam presję mamy. Jednak Pan Bóg dalej mnie prowadził. Na kurs zdecydowałam się w wieku 21 lat… Od jakiegoś czasu widziałam wyraźnie, jak Duch Święty mnie przemienia. Chciałam dzielić się z innymi miłością i pokojem, które On mi dał, chciałam, żeby każdy mógł ich też doświadczyć… Ufam, że posyła mnie na misje, żebym mogła te dary wykorzystać.
Marcelina dodaje, że posłanie na misje w Europie otworzyło jej szerzej oczy na potrzeby drugiego człowieka. - Nie trzeba jechać do Ameryki Południowej, do Afryki. Potrzebujący są w naszym otoczeniu, wystarczy tylko wyćwiczyć w sobie uważność na cierpienie - dodaje.
Każdy może być uczestnikiem misji Marceliny. Miesięczny koszt jej utrzymania w Domu Serca to 1500 zł. Nie obciąża nim wspólnoty. Wspierają ją najbliżsi i przyjaciele. Założyła także zbiórkę na portalu zrzutka.pl: "Misja na Procidzie" - TUTAJ. Każdy darczyńca, który wesprze ją choćby najmniejszą kwotą, będzie otrzymywał co kilka tygodni list z relacją misyjną z wyspy.