Do wybuchu doszło około 8.30. Z obecnych ustaleń wynika, że w chwili eksplozji w budynku mogło być dziewięć osób. Siedmioro z nich, wśród nich dwie dziewczynki wieku 3 i 5 lat, wyszło z gruzów o własnych siłach lub przy pomocy ratowników. Czworo poszkodowanych jest w szpitalach, w stanie niezagrażającym życiu. Jedna osoba jest poparzona, dzieci mają m.in. obrażenia kończyn i głowy oraz lekkie poparzenia.
- Jak poinformował rzecznik Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach Wojciech Gumułka - dwie dziewczynki w wieku 3 i 5 lat, które przewieziono do tego ośrodka, są w stanie stabilnym. Obrażeń doznała też mama dziewczynek.
- U dziewczynek nie ma zagrożenia życia, oddychają samodzielnie, są przytomne. Mają obrażenia kończyn, głowy i lekkie poparzenia. Natomiast uwzględniając cały charakter tego tragicznego zdarzenia, możemy mówić, że dzieci miały sporo szczęścia - powiedział rzecznik. Obecnie dzieci przechodzą pogłębione badania, na pewno pozostaną w szpitalu co najmniej kilka dni.
Jedna poszkodowana trafiła do Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich. - Mężczyzna po wstępnym zaopatrzeniu i ocenie lekarskiej na Izbie Przyjęć CLO został przyjęty do hospitalizacji w Oddziale Chirurgii Ogólnej celem dalszej, pogłębionej diagnostyki i leczenia - poinformował kierownik ds. administracji i rozwoju siemianowickiego szpitala Wojciech Smętek.
Obecnie – poszukiwania koncentrują się w rejonie gruzowiska, gdzie znajdowało się mieszkanie, w którym, według uzyskanych przez strażaków informacji, mogły w chwili wybuchu znajdować się poszukiwane obecnie osoby.
Ratownicy po kolei usuwają z gruzowiska duże elementy konstrukcji budynku, blokujące dostęp w głąb rumowiska – to m.in. długie belki stropowe i większe fragmenty ścian oraz sprzęty domowe. Po wyciągnięciu z gruzu, są one ładowane na ciężarówki i wywożone. Rozebrano już fragmenty poddasza i pierwszego piętra budynku.
Działania muszą być prowadzone bardzo ostrożnie – także ze względu na bezpieczeństwo ratowników. Pozostała część zrujnowanej kamienicy grozi zawaleniem, jednak - jak zapewniają strażacy - sytuacja w tym zakresie jest pod kontrolą.
Co jakiś czas na rumowisko wprowadzane są psy, szkolone do poszukiwania żywych ludzi pod gruzami. Na miejsce dotarły też posiłki - kolejne takie psy, których przewodnikami są strażacy-ratownicy ze specjalistycznej grupy poszukiwawczej w Nowym Sączu. Jak dotąd psy nie wyczuły w rumowisku żywych osób, nie dają też skutku powtarzane co pewien czas nawoływania.