Jako jedna z pierwszych dostrzegła konieczność niesienia opieki paliatywnej i jako jedna z niewielu uwierzyła, że zbudują hospicjum w Darłowie. Tam też zakończyła się jej ziemska wędrówka.
Dla wielu darłowiaków była po prostu panią Jolą – uśmiechniętą, pełną empatii pielęgniarką, której oddanie dla pacjentów doceniali także w plebiscytach. Dla innych – niestrudzoną wolontariuszką, która swoje pielęgniarskie powołanie realizowała również po godzinach i na emeryturze. Dla Domu Hospicyjno-Opiekuńczego Caritas w Darłowie zaś jedną z pierwszych, która uwierzyła, że specjalistyczną placówkę można zbudować… marzeniami o niesieniu pomocy.
- Kiedy zaczynaliśmy, właściwie nie mieliśmy nic więcej. Ani pieniędzy, ani ziemi pod budowę, ani nawet na dobrą sprawę wiedzy, jak się za to zabrać. Tylko błogosławieństwo ks. Eugeniusza Gnibby, ówczesnego proboszcza, i przekonanie, że tego miejsca tak bardzo potrzeba – ks. Rafał Stasiejko wspomina zmarłą Jolantę Firutę.
Pomysł na utworzenie hospicjum pojawił się już w 2004 roku. Pochodzący z Darłowa ks. Piotr Krakowiak, krajowy duszpasterz ds. hospicjów, prowadził kampanię pod hasłem „Hospicjum to też życie”. Opowiedział o niej też w rodzinnym mieście. Ksiądz Rafał, ówczesny wikariusz parafii św. Gertrudy, stał się motorem napędowym przedsięwzięcia, które miało zapewnić fachową pomoc medyczną chorym wymagającym opieki paliatywnej i godne odchodzenie umierającym.
Jedną z pierwszych, która również dostrzegła te potrzeby była Jolanta Firuta.
– Zadzwoniła do mnie i powiedziała, że jako pielęgniarka jest gotowa pomóc. Tak stworzyliśmy hospicjum domowe. Na drugi dzień po jego powołaniu mieliśmy już pierwsze wezwanie. Bez wsparcia Joli nie dałbym rady – przyznaje ks. Rafał, opowiadając o niekończących się wyjazdach najpierw prywatnymi samochodami, potem podarowaną karetką i o magazynie w proboszczowskim garażu, do którego trafiały zbierane u darczyńców pampersy i sprzęt medyczny. – Wspierała nie tylko medycznie, ale i duchowo. Ona uczyła mnie, na czym polega opieka paliatywna. Pokazała mi, jak ważne jest towarzyszenie człowiekowi umierającemu, jak ważne jest zapewnienie godnych i dobrych warunków. Reszty uczyliśmy się na fachowych kursach – dodaje.
Kiedy po trzech latach świadczenia domowej opieki zapadła decyzja o budowie hospicjum stacjonarnego, pani Jola była jedną z pierwszych, która ruszyła zbierać na ten cel pieniądze wśród sąsiadów. A kiedy trzeba było wybrać patrona dla hospicjum, to ona pierwsza pomyślała o zmarłym na chorobę nowotworową bp. Czesławie Dominie.
Nie spodziewała się jednak, że darłowskie hospicjum będzie także i dla niej ostatnim ziemskim domem. Trafiła tam na niecały tydzień przed śmiercią, zmęczona walką z chorobą nowotworową.
– Ostatni tydzień spędziła w miejscu, do którego stworzenia tak bardzo się przyczyniła. To dom, który powstał z miłości do ludzi i cały czas świadczy miłość – przypominał w kazaniu ks. Rafał, sięgając również do historii jego stworzenia.
– Pokłóciliśmy się, bo Jola nie chciała czekać, chciała budować od razu, wiedziała, jak bardzo potrzeba tego miejsca. Kłóciliśmy się wiele razy, ale mieliśmy wiarę, że trzeba to zrobić. Jej lampa była stale napełniona – nie oliwą, ale miłością – mówił, odwołując się do przeczytanej wcześniej ewangelicznej przypowieści o pannach mądrych i głupich.
Razem z nim w kościele św. Gertrudy zmarłą pielęgniarkę żegnali bliscy, przyjaciele, znajomi oraz duszpasterze. W świątyni i na cmentarzu prowadzona była zbiórka na rzecz darłowskiego Domu Hospicyjno-Opiekuńczego.
Budowa darłowskiego hospicjum rozpoczęła się 2 sierpnia 2010 r. Siedem miesięcy później dom został uroczyście otwarty. Leczeniem paliatywnym chorych zajmuje się profesjonalny zespół pracowników, lekarzy, pielęgniarek i personelu pomocniczego. Placówka prowadzi zarówno hospicjum stacjonarne, jak i domowe. Jej działanie wspiera fundacja Morze Miłości, rzesza wolontariuszy i ludzi dobrej woli.