Dorobek całego swojego 80-letniego życia zmieściłam w reklamówce. Przez wojnę straciłam wszystko: mieszkanie, meble, pamiątki rodzinne. Dziś tułam się po wynajmowanych mieszkaniach - mówi PAP mieszkanka zniszczonej przez Rosjan wsi w obwodzie mikołajowskim.
Perwomajske to duża osada, jedna z tych, które w Ukrainie określa się jako osiedle typu miejskiego. 80-letnia pani Raisa z białą reklamówką, wypełnioną ubraniami i mokrymi papierami, patrzy na ruiny jednopiętrowego domu, w którym miała mieszkanie.
"To, co nie spłonęło, zgniło. Wynoszę to, co się uratowało. Jakieś szmaty, stare dokumenty, wszystko, co zdołałam stamtąd wyciągnąć" - opowiada.
Z mieszkania Raisy pozostała kupa gruzu. Pociski rozbiły balkon i ścianę frontową. We wnętrzu widać roztrzaskane regały i postrzępioną wersalkę. "Balkonu nie ma, okien nie ma, dachu nad mieszkaniem nie ma. Jakby był dach, to może dałabym radę. O Boże, wszystko cieknie, wszystkie dywany mi pogniły" - narzeka.
Kobieta na początku otwartej wojny Rosji przeciw Ukrainie nie miała zamiaru opuszczać swojego domu. "Jeszcze jest spokojnie, jeszcze nic mi nie grozi, myślałam. No i tak czekałam, aż zaczęły spadać na nas bomby" - wspomina.
"Przez miesiąc chowaliśmy się za ścianami w korytarzu. Nie było światła, gazu, ani wody. Jak Rosjanie strzelali, to całym domem trzęsło, jak kartonowym pudełkiem. Myślałam, że ten korytarz będzie moją mogiłą" - mówi.
Teraz Raisa mieszka w wynajmowanym, jednopokojowym mieszkaniu w Mikołajowie. Wciąż ma nadzieję, że władze pomogą jej odbudować mieszkanie w Perwomajskiem i marzy, że kiedyś do niego powróci.
"Kiedyś było tutaj tak pięknie. Na podwórku, przed klatką schodową, sadziliśmy wysokie róże, krzewy. Nie zostało po nich nic, sterczą tylko kikuty. Może władze nam pomogą, może chociaż wyremontują dach, a syn pomoże i postawi mi ściany? Nie chcę umierać w obcym miejscu, chcę dożyć końca we własnym domu" - wyznaje w rozmowie z PAP.
OGLĄDAJ relację na bieżąco: Atak Rosji na Ukrainę