Biało-Czerwone pokonały mistrzynie olimpijskie - reprezentację USA - podczas mistrzostw świata w siatkówce kobiet. W Łodzi padł wynik 0:3. Punkty zdobyte na Amerykankach mogą się okazać bezcenne, jeśli chodzi o awans Polek do rundy ćwierćfinałowej.
"Miłe złego początki" - przynajmniej dla Amerykanek. W pierwszym secie prowadziły już 5:0 i wydawało się, że faworyzowany zespół legendarnego trenera Karcha Kiraly zmiażdży podopieczne Stefana Lavariniego. Tymczasem Biało-Czerwone zebrały się w sobie, dogoniły rywalki - a nawet je przegoniły, wygrywając do 23. Dobrze działał polski blok, na środku panowała Agnieszka Korneluk, a Magdalena Stysiak raz po raz potężnymi bombami wysyłała piłki na aut - po rękach przeciwniczek.
W drugiej partii to Polki szybko odskoczyły - w połowie seta prowadziły już siedmioma punktami! (8:15) Tym razem to Amerykanki włączyły wyższy bieg. Do tego nieudany challenge Polek, błąd sędzi, która nie odgwizdała ewidentnego utrudniania gry polskiej rozgrywającej Joannie Wołosz... Siatkarki USA podeszły na odległość jednego punktu, ale końcówka znów należała do gospodyń - wygrały do 20!
W Łodzi zapachniało sensacją.
Trzeci set - i znów wyraźna, kilkupunktowa przewaga Polek. Dowiozły ją do samego końca, wygrały te partię do 18, a cały mecz zakończył się zdumiewającym wynikiem 0:3!
Zaczęliśmy bp. Ignacym Krasickim, zakończmy Szekspirem: "Wszystko dobre, co się dobrze kończy".
Po meczu powiedziały:
Joanna Wołosz (kapitan reprezentacji Polski): "Wróciłyśmy do szaleńczej euforii, którą pokazywałyśmy w Gdańsku. Napędzałyśmy się pozytywną energią. Tego zabrakło we wczorajszym meczu z Serbią (0:3) i po kolacji miałyśmy krótkie spotkanie w swoim gronie. Powiedziałyśmy sobie, że nie mamy nic do stracenia, że najważniejsze jest to, żebyśmy zostawiły w kolejnych meczach w Łodzi serce i wszystko, co mamy najlepsze. No i podziałało. Jesteśmy chyba wszystkie w szoku. Takie zwycięstwo na pewno buduje, ale jeszcze nic nie wygrałyśmy. Ale z drugiej strony pokonać mistrzynie olimpijskie to jest coś wielkiego, co może się już w życiu nie powtórzyć. Oby nas to popchnęło dalej, bo widać, że ten zespół się buduje. Dziś sobie otworzyłyśmy furtkę do dalszych gier, ale musimy to potwierdzić w piątek i sobotę".
Agnieszka Korneluk (środkowa reprezentacji Polski): "Po spotkaniu z Serbią, który zupełnie nam nie wyszedł, do meczu z USA podeszłyśmy na pełnym skupieniu i pozytywnej motywacji. Gra się tak, jak przeciwnik pozwala i tak naprawdę jest. Dziś dołożyłyśmy cegiełkę do tego, że Amerykankom grało się trudniej. To też kolejny mecz, którego nie zaczęłyśmy dobrze. Ale potrafimy się podnieść, co też jest ważne. Walczymy o każdą piłkę i to przynosi skutek. Fajnie, że w końcu przełamałyśmy się z czołowym zespołem. To dla nas bardzo ważne zwycięstwo".
Kamila Witkowska (środkowa reprezentacji Polski): "Byłam zaskoczona, że trener dziś postawił na mnie, bo wczoraj bardzo dobrze zagrała Klaudia Alagierska-Szczepaniak. Kiedy więc szkoleniowiec dotknął dziś moich pleców i powiedział: wchodzisz. byłam bardzo zdziwiona. Cieszę się, że dołożyłam swoją cegiełkę do tego zwycięstwa, bo nie pamiętam, kiedy ostatni raz wygrałyśmy ze Stanami Zjednoczonymi. Początek był nerwowy w naszym wykonaniu, ale potem z każdą piłką nakręcałyśmy się, żeby przejąć inicjatywę i udowodnić sobie, że możemy walczyć z trudnymi przeciwnikami, kiedy się w pełni zaangażujemy i będziemy się wspierać. Amerykanki chyba były zaskoczone tym, jak jesteśmy pozytywnie nakręcone. Nie widziały nas w takich emocjach, bo same siebie jeszcze takich nie widziałyśmy. Postawiłyśmy wszystko na jedną kartę".