Łopata i kalosze, to wyposażenie tzw. aniołów błota, sprzątających miejscowości we włoskim regionie Marche, zalane po czwartkowych gigantycznych ulewach. To setki młodych ochotników, którzy uczestniczą w wielkiej akcji niesienia pomocy po kataklizmie. Bilans powodzi w regionie to 10 zabitych i trzy osoby zaginione.
Sassoferrato, Senigallia, Ostra, Barbara, na te miejscowości w środkowych Włoszech runęły "bomby wodne". Tak określa się nadzwyczaj intensywne ulewy. W Marche w kilka godzin spadła jedna trzecia deszczu, jaki notuje się w tych stronach średnio w ciągu roku.
Woda i lawiny błotne zniszczyły drogi, mosty, ulice, wdarły się do domów. Ewakuowano z nich kilkaset osób.
Natychmiast do akcji przystąpili przede wszystkim młodzi ludzie, których nazywa się "aniołami błota". Nazwa ta powstała w 1966 roku we Florencji, zniszczonej przez rekordową powódź. Młodzież spontanicznie przystąpiła wówczas do akcji ratowania zalanych błotem ulic, domów, księgozbiorów, zabytków. Ich zadaniem było właśnie sprzątanie błota.
Także tym razem młodzi ludzie z Marche i sąsiednich regionów przyszli z pomocą mieszkańcom, by usunąć skutki katastrofalnej powodzi. Jak zauważono we włoskich mediach, zdecydowana większość z nich nie wie, kim byli "aniołowie błota", którzy zasłynęli dzięki swojemu poświęceniu 56 lat temu. Jednak działają dokładnie tak samo, jak wtedy: w kaloszach i z łopatami przybyli do miasteczek i osad, by je sprzątać.
"Naszym obowiązkiem jest pomagać w takich momentach. Nasze domy również zostały zalane przez wodę i błoto, ale my się nie poddajemy i chcemy jak najszybciej wrócić do normalnego życia"- powiedział Ansie 17-latek, sprzątający magazyn. Jego kolega podkreślił:
"W tym momencie należy stawić czoła rzeczywistości, a nie siedzieć w mediach społecznościowych".
Ochotnicy mówią, że nie opuszczą tych miejsc i będą w kolejnych dniach odgarniać błoto. Czasem odkładają łopaty i pocieszają zrozpaczonych mieszkańców.