Jest 6 września 1936 roku i na hiszpańskim cmentarzu w wiosce Carcagente ginie od kul plutonu egzekucyjnego Pascual Torres Lloret.
Jest 6 września 1936 roku i na hiszpańskim cmentarzu w wiosce Carcagente ginie od kul plutonu egzekucyjnego Pascual Torres Lloret. Nie jest ani zakonnikiem, ani księdzem. To mistrz murarski, mąż i ojciec 5-ciorga dzieci, człowiek z ludu. Dlaczego zatem wykonano na nim wyrok śmierci w czasie wojny domowej w Hiszpanii? Bo był w oczach nowej rewolucyjnej władzy "zbyt katolicki" i "robił to samo co ksiądz". Co to jednak w praktyce oznaczało? Każdy swój dzień rozpoczynał od Mszy świętej i Komunii, a potem szedł na budowę. Tam zaś pracował sumiennie i uczciwie, zaś na koniec dnia wszystkie zarobione pieniądze dzielił po równo między swoich pracowników, choć jako mistrz murarski miał prawo zabrać im dziesiątą cześć z ich dniówki. Tym zaś, o których wiedział, że są tego dnia w tarapatach, dawał premię kosztem swojej wypłaty. Po powrocie do domu wypełniał swoje obowiązki, udzielał się w parafii, odwiedzał chorych. Gdy zaś wybuchła wojna domowa, na prośbę proboszcza ukrył w swoim domu Najświętszy Sakrament. Razem z żoną i dziećmi Pascual Torres Lloret adorował go codziennie, a następnie zanosił do potrzebujących. Trzykrotnie był aresztowany i nakłaniany do odrzucenia swoich przekonań. Za czwartym razem stanął przed plutonem egzekucyjnym i zdobył palmę męczeństwa. Błogosławiony robotnik, świadek Chrystusa.