107,6 FM

Największe cuda Matki Bożej Kębelskiej

Uzdrowienie umierającego, zniknięcie stwardnienia rozsianego, bliźnięta u bezpłodnych małżonków, cofnięcie zmian nowotworowych to najbardziej spektakularne cuda ostatnich lat, wyproszone u Matki Bożej Kębelskiej.

16 marca 2000 r. ks. Jan Pęzioł, ówczesny kustosz wąwolnickiego sanktuarium, otrzymał list od kolegi ks. Bolesława Lipczewskiego z Detroit. Kilkanaście miesięcy wcześniej ks. Bolesław prosił go o odprawienie Mszy św. o dar macierzyństwa dla pani Suzan z Kanady.

W jej małżeństwie trwającym kilkanaście lat nie było dzieci. Małżonkowie poddali się licznym badaniom, a lekarze stwierdzili, że nie mogą mieć potomstwa. Ks. Jan Mszę św. odprawił. Po roku znowu przyszedł list z Detroit. Tym razem był on zawiadomieniem, że Suzan została mamą i wierzy, że jest to łaska wyproszona w Polsce w Wąwolnicy. 
Macierzyństwo u Maryi wyprosili też Beata i Piotr. Oboje, będąc lekarzami, przez dwadzieścia lat małżeństwa nie mieli upragnionych dzieci. Jesienią 2002 roku przyjechali do Wąwolnicy na Mszę św. Za niecały rok urodzili się im synowie - bliźniacy.


Pięcioletni Jakub Skowronek mieszka w Wolicy. 6 maja 2000 r. wpadł pod samochód. Nieprzytomny został zawieziony do kliniki przy ul. Chodźki w Lublinie. 13 maja lekarze powiedzieli rodzicom, że zbliża się zgon, bo po tylu dniach mózg dziecka powinien funkcjonować choć w części, a chory leży bez ruchu i świadomości. Rodzice przyjechali do Wąwolnicy i płacząc prosili o Mszę św. przed cudowną figurą. Msza św. została odprawiona 13 maja o 20.00. Matka Jakuba po powrocie do domu o 21.00 zadzwoniła do kliniki, a lekarz powiedział jej, że Jakub dosłownie przed chwilą otworzył oczy i jest zupełnie przytomny. Szybko wypisali go do domu, po urazie nie ma żadnych pozostałości, ani psychicznych, ani fizycznych. 


Pani Ewa zamieszkała w Warszawie. Zachorowała na nowotwór jajnika z przerzutami na wątrobę, dwa guzy o średnicy 4 cm. Po operacji jajnika i zbadaniu, czy nowotwór jest złośliwy, lekarze w klinice na ul. Szaserów nie dawali pacjentce żadnych szans na wyzdrowienie. Gdy wzmocniła się po operacji, przyjechała do Wąwolnicy. Tu po spowiedzi i przyjęciu Komunii św. gorliwie modliła się o powrót do zdrowia. Była wiosna 2006 r. Zgodnie z zaleceniem profesora co miesiąc chodziła na kontrolę do kliniki. We wrześniu 2006 r. po gruntownych badaniach i tomografii okazało się, że guzy przerzutowe zginęły, jest zupełnie zdrowa i w organizmie nie ma żadnej komórki rakowej. Zdumiony profesor powiedział jej wtedy: „Musiałaś mieć układy w niebie, bo niemożliwe stało się możliwym”.

« 1 2 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy