Piękna, młoda dziewczyna robiąca wrażenie na otoczeniu.
Piękna, młoda dziewczyna robiąca wrażenie na otoczeniu. Pogodna, wykształcona, robotna z nieodłącznym wianuszkiem z kwiatów, który całymi dniami nosi na skroniach, czy to pracując, czy modląc się w swoim przydomowym ogrodzie. Ach jaki to uroczy obrazek, prawda? Przynajmniej do czasu, gdy nie przyjrzymy się bliżej owej różanej ozdobie na głowie Izabeli Flores de Oliva zwanej przez wszystkich Różą z Limy, w której przyszło jej mieszkać. Wtedy okaże się bowiem, że owe kwiaty ranią skórę naszej hiszpańskiej szlachcianki z XVII wieku niczym cierniowa korona. I nie jest to żaden przypadek czy związane z podkreśleniem swojej urody wyrzeczenie. To znak, że ta dziewczyna zaślubiona jest Bogu jako dominikańska tercjarka, a jej serce w każdym momencie dnia i nocy ma być zwrócone ku Bożemu Synowi cierpiącemu na krzyżu z miłości do ludzi. W tamtym czasie taka asceza, a nawet jeszcze bardziej dokuczliwe pokutne praktyki którym się poddawała dzisiejsza patronka, nie były niczym zaskakującym, ale Róża z Limy wprawiała swoje otoczenie w spore zakłopotanie owym zderzeniem delikatnego kobiecego piękna i wytrwałości oraz żelaznej woli godnej prawdziwego Bożego mocarza. Nieprzypadkowo Róża z Limy to pierwsza święta z Ameryki Południowej, której wstawiennictwo sięga dużo dalej niż rzesze kwiaciarek i ogrodników.