To była wola i życzenie przywódców ludu wobec proroka Jeremiasza, który wówczas pełnił ten urząd z Bożego powołania niemal 40 lat.
Ale nie był to pierwszy czas wrogości wobec Jeremiasza. Było tak od lat. A Boży wezwaniec niezmiennie głosił, że ratunek dla narodu jest tylko w Panu, w prawdziwym nawróceniu. I niechęć do tego sprawiła, że Jeremiasza zaczęto oskarżać o zdradę narodu i knucie przeciw niemu. Stąd wyrok: „Niech umrze ten człowiek”.
Ciekawe, że Jeremiasz już przecież w tym momencie nie był człowiekiem wolnym. Wcześniej ci sami przywódcy ludu pojmali go, bili i wtrącili do domu kanclerza Jonatana, który został zamieniony w więzienie. Stamtąd król Sedecjasz nakazał przeprowadzić proroka i był on przetrzymywany na dziedzińcu wartowni.
I tu kolejna ciekawa obserwacja. Słaby król uległ presji przywódców, a ci nie wykonali wyroku publicznie. Jeremiasza „wtrącili, spuszczając na linach, do cysterny Malkiasza, syna królewskiego, która się znajdowała na dziedzińcu wartowni”. Tu miał umrzeć z głodu i pragnienia. Skoro bali się wykonać wyrok publicznie, to znak, że ludność Jerozolimy nie podzielała ich opinii o Jeremiaszu. Zapewne obawiali się gniewu mieszkańców stolicy.
Gdy spojrzymy na dzieje Bożych mężów w Biblii, łatwo zauważyć, że ich los był bardzo często związany z wrogością, a nawet czynnym prześladowaniem. Czterysta lat po Jeremiaszu dojdzie do krwawego prześladowania Żydów przez syryjskiego króla Antiocha IV Epifanesa. To było pierwsze w dziejach prześladowanie całej społeczności z powodów wyłącznie religijnych. A potem wiele ich było i wciąż są. W tym kontekście Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii mówi: „Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam”. Ale On nie tylko zapowiada i stoi biernie z boku. Autor czytanego dziś Listu do Hebrajczyków napisał: „Patrzmy na Jezusa… On to zamiast radości, którą Mu obiecywano, przecierpiał krzyż, nie bacząc na jego hańbę, i zasiadł po prawicy na tronie Boga”. •