Była cenioną pisarką i scenarzystką, miała w dorobku różne utwory, ale tematem, który zdominował jej twórczość, było niezatarte doświadczenie obozowej hekatomby. Jako 18-letnia konspiratorka trafiła w 1942 r. najpierw do KL Auschwitz, jako więźniarka nr 7566, a w styczniu 1945 r. - do obozu w Ravensbrück i następnie do Neustadt-Glewe. Zmarła 8 sierpnia w oświęcimskim hospicjum. Jej pogrzeb odbędzie się 18 sierpnia w Oświęcimiu.
Śp. Zofia Posmysz-Piasecka zostanie pochowana w Oświęcimiu 18 sierpnia. Msza św. pogrzebowa w sanktuarium MB Wspomożenia Wiernych rozpocznie się o 12.00, a ostatnie pożegnanie - o 13.30 na cmentarzu komunalnym.
Urodzona w 1923 r. w Krakowie po wojnie zamieszkała w Warszawie i już w 1945 r. napisała pierwszy utwór literacki oparty na obozowych doświadczeniach - "Kaci z Belsen". Później powstały kolejne obozowe książki - "Pasażerka" i "Wakacje nad Adriatykiem". Na podstawie "Pasażerki" powstał scenariusz filmu Andrzeja Munka pod tym samym tytułem.
Często odwiedzała Oświęcim, dzieląc się swoimi wspomnieniami i refleksją na temat tego, co przeżywali więźniowie za drutami obozu. Wielokrotnie występowała w imieniu byłych więźniów podczas uroczystości rocznicowych w byłym obozie Auschwitz-Birkenau. Wzięła też udział w spotkaniu byłych więźniów z papieżem Benedyktem XVI, który oddał hołd ofiarom KL Auschwitz w 2006 roku.
Została w 2020 r. odznaczona Orderem Orła Białego. Otrzymała również tytuł Honorowej Obywatelki Oświęcimia i w Oświęcimiu też zmarła w poniedziałek 8 sierpnia.
Jej książki, mimo upływu lat, nie traciły zainteresowania czytelników... Alina Świeży-Sobel /Foto GośćPodczas jednego z oświęcimskich spotkań poświęconych obozowej przeszłości otrzymała pytanie, które z doświadczeń tamtego czasu najmocniej utkwiło w jej pamięci, które było najważniejsze. Odpowiadając, podkreślała, że wszystko, co pamięta, to były wyłącznie takie sytuacje.
"Najtrudniejsze wspomnienia, jakie pozostały mi po obozie, wiążą się już z pierwszymi chwilami. Kiedy przekraczałam bramę w 1942 r., wychodząc pierwszy raz do pracy, zobaczyłam na drutach wiszące zwęglone ludzkie ciało. Nie bardzo wierzyłam własnym oczom" - opowiadała Z. Posmysz. "Później koleżanki wytłumaczyły mi, że te więźniarki, które nie wytrzymują warunków, skracają sobie życie. Był to dla mnie ogromny szok... Później w nocy rozróżniałam, że ktoś znowu poszedł na druty, bo rozlegał się straszliwy krzyk. Był tak do niczego niepodobny, że od samego tego krzyku można było dostać zawału serca. Później zorientowałam się, że te osoby, które wybierały taką drogę do wolności, szukały miejsca w pobliżu budki strażnika, bo wtedy on strzelał. Pewnie też nie mógł znieść tego krzyku. Doszło do tego, że w nocy czekałam wtedy, żeby wreszcie ten strzał padł, żeby nie było słychać krzyku... To było jedno z najcięższych przeżyć psychicznych. Nie mówię o tym, jaki był głód, jaka była strasznie ciężka praca, bo to są rzeczy ogólnie znane" - mówiła.
Pisarka szukała do końca życia wytrwale szukała odpowiedzi na pytania o obozowe doświadczenia. Alina Świeży-Sobel /Foto Gość"Drugim takim przeżyciem był dzień, kiedy z naszego komanda pracującego nad Sołą uciekła jedna z dziewczyn. Stałyśmy na koniec dnia ustawione do wymarszu z powrotem do obozu, gdy okazało się, że jej brakuje. Przeżyłyśmy chwile grozy, wiedząc, że za ucieczkę komandu grozi rozstrzelanie co dziesiątej. Czekałyśmy na los, licząc, która to może być ta dziesiąta, ale nie wiadomo było, od której zaczną liczyć... Dla nas to była wieczność. Dziewczyny zaczęły się modlić. Wtedy po raz pierwszy usłyszałam pieśń: »Słuchaj, Jezu, jak Cię błaga lud. Słuchaj, słuchaj, uczyń z nami cud...«. I stał się cud. Nie było dziesiątkowania, tylko całe komando zostało skazane na karną kompanię. Tak znalazłyśmy się w Budach, w dawnym budynku szkoły. Jeżeli mówi się, że obóz Birkenau był piekłem, to karna kompania była dnem piekła. Nie dostawało się nawet tych nędznych przydziałów jedzenia, co w obozie. Głód był ogromny i bicie, a funkcyjne wyżywały się na nas na każdym kroku. Wiele ofiar takiego pobicia, martwych lub umierających, niosłyśmy potem do lagru. Byłam świadkiem takiej sytuacji, kiedy stałyśmy ustawione do wymarszu, a na jedną z dziewczyn - nie wiem, dlaczego, może się wysunęła z szeregu albo zachwiała - rzucił się komandoführer, esesman, i zaczął swoją obróbkę, jak to potem nazywałyśmy. Miałam prawie 19 lat. I wtedy pomyślałam sobie, jak straszną rzeczą jest, że my stoimy - 200 osób (!) - i patrzymy na to, i jesteśmy bezsilne, i żadna nie robi ruchu, żeby przerwać to morderstwo. Tak to było: człowiek wobec pewnych rodzajów zła czy zbrodni bywa bezsilny. I tego można sobie do końca życia nie darować..." - mówiła Z. Posmysz.
Zawsze chętnie rozmawiała i dzieliła się z ludźmi swoimi refleksjami. Alina Świeży-Sobel /Foto GośćWielokrotnie w swoich utworach podejmowała próby odpowiedzi na pytania, jak mogło dojść do tych niewyobrażalnych zbrodni i jak poradzić sobie z bólem, który został w ludziach, został w niej; jak wybaczyć i jak żyć. Jej własną tragedią, oprócz bolesnych wspomnień, był fakt, że po obozowych doświadczeniach nie mogła już zostać matką. Za to w rozmowach z młodymi uczyła, jak wielkiej wrażliwości potrzeba, by nie ranić nikogo...
Była ważnym świadkiem, a jej głos pozostał nie tylko w książkach, ale też w sercach słuchaczy, z którymi się spotykała.