"Odbiwszy od lądu w Troadzie, popłynęliśmy (…) do Filippi, głównego miasta tej części Macedonii, które jest [rzymską] kolonią.
"Odbiwszy od lądu w Troadzie, popłynęliśmy (…) do Filippi, głównego miasta tej części Macedonii, które jest [rzymską] kolonią. W tym mieście spędziliśmy kilka dni. W szabat wyszliśmy za bramę nad rzekę, gdzie - jak sądziliśmy - było miejsce modlitwy. I usiadłszy, rozmawialiśmy z kobietami, które się zeszły. Przysłuchiwała się też nam pewna bojąca się Boga kobieta z Tiatyry, imieniem Lidia, która sprzedawała purpurę. Pan otworzył jej serce, tak że uważnie słuchała słów Pawła. Kiedy została ochrzczona razem ze swoim domem, poprosiła nas: "Jeżeli uważacie mnie za wierną Panu - powiedziała - przyjdźcie do mego domu i zamieszkajcie w nim". I wymogła to na nas." Tyle rodzajowy obrazek z Dziejów Apostolskich, który znamy bardzo dobrze. Tak dobrze, że już przestaliśmy się nad nim w ogóle zastanawiać. A szkoda, bo pojawiająca się w nim św. Lidia, dzisiejsza patronka, to pierwsza chrześcijanka w Europie. Św. Paweł pozyskał ją dla Chrystusa w czasie swojej drugiej podróży misyjnej, która obejmowała Małą Azję, czyli obecną Turcję, a następnie Macedonię oraz Grecję. Dalszych losów św. Lidii nie znamy… i to dobrze. Dzięki temu może być nie tylko patronką farbiarzy, ale także każdego, kto wytrwale szuka Boga.