Nie wiemy kiedy się dokładnie urodził, kim byli jego rodzice, ani co robił w młodości.
Nie wiemy kiedy się dokładnie urodził, kim byli jego rodzice, ani co robił w młodości. Dopiero gdy wstępuje do franciszkanów, zostawia po sobie jakiś ślad. Jego imię – Jan – zaczyna być wiązane z Duklą, otrzymuje święcenia kapłańskie, przełożeni ustanawiają go kaznodzieją. Musi więc wyróżniać się na tle innych współbraci wiedzą, wiarą i wymową. Ale choć mowa o zakonniku sprzed 600 lat, nasza wiedza o nim nadal jest uboższa, niż gdyby był męczennikiem pierwszych wieków chrześcijaństwa. Dlaczego zatem wspominamy go dzisiaj jako świętego. Bo gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. W tym przypadku chodzi o franciszkanów konwentualnych i o ten ich odłam, który w czasach św. Jana z Dukli, to jest w XV wieku, pragnął powrotu do pierwotnej obserwy czyli surowości. Obie rodziny zarzucały sobie rozbijanie zakonnej jedności oraz uleganie skrajnościom – zbytniej wygody lub ascezy. Do tego obserwanci nie przyjmowali w swoje szeregi franciszkanów konwentualnych, jako nienawykłych do ciężkich praktyk pokutnych. Jedyny wyjątek i to bez wahania, zrobili właśnie dla podeszłego wiekiem Jana z Dukli, wystawiając mu tym samym świadectwo wyjątkowej wielkości ducha. Świadectwo które przetrwało 600 lat i przyczyniło się do jego kanonizacji.