Na skwerze przy budynku Politechniki Wrocławskiej, przy pomniku Pomordowanych Profesorów Lwowskich, odbyły się dziś uroczystości upamiętniające wydarzenia sprzed 81 lat.
Po Mszy św. sprawowanej w kościele pw. Najświętszego Serca Pana Jezusa na Placu Grunwaldzkim hołd pomordowanym na Wzgórzach Wuleckich oddali przedstawiciele władz państwowych, samorządowych i miejskich, rektor i korpus dziekański Politechniki Wrocławskiej, delegacje wrocławskich uczelni, szkół, stowarzyszeń oraz członkowie rodzin pomordowanych.
W przemówieniu prof. Arkadiusz Wójs, rektor PWr, podkreślił, że 4 lipca dla środowiska akademickiego Wrocławia to data szczególna, bo tego dnia wspominane jest jedno z najtragiczniejszych wydarzeń dla polskiej nauki - mord dokonany przez nazistów na polskich profesorach lwowskich uczelni. - Zginęli, bo ich intelekt uznano za groźny dla planów hitlerowskich Niemiec. Od lat pod tym pomnikiem przypominamy ich los, ale nigdy wcześniej napis na tym monumencie - "Nasz los - przestrogą" - nie brzmiał tak dramatycznie jak dziś, gdy na Ukrainie, kilka godzin jazdy od Wrocławia, giną ludzie. Dziś Rosja prowadzi wojnę totalną, niszcząc ukraińskie uczelnie, szpitale, szkoły, zrównuje z ziemią całe miasta, zabija ludzi, dokonuje zbrodni wojennych - mówił.
Kliknij w link i zobacz zdjęcia. Dalsza część relacji poniżej.
Zwrócił uwagę, że dziś zarówno nauczyciele akademiccy, jak i studenci ukraińscy walczą na froncie, zamiast zdobywać wiedzę i prowadzić badania naukowe. - Dziś nasi przyjaciele z lwowskich uczelni zamiast konferencji naukowych organizują pomoc uchodźcom, a ukraińscy studenci w Polsce szukają swojego miejsca do życia i do nauki. (...) Rok temu staliśmy w tym miejscu, wierząc, że nie armia, nie siła militarna, a nauka pokona pandemię koronawirusa. A dziś chcemy wierzyć, że to ukraińska armia z pomocą wielu krajów dysponujących zaawansowaną technologicznie bronią wyprze Rosjan, a nasi ukraińscy koledzy spotkają się z nami w swoich odbudowanych uczelniach, w laboratoriach i na łamach czasopism naukowych.
Adam Kiwacki, prezes zarządu głównego Stowarzyszenia Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich, przekonywał, że profesora nie można zabić, bo nie jest on tylko bytem materialnym, ale jest z nim nierozłączny dorobek naukowy, a także wiedza i charakter przekazany studentom. - Oni są nieśmiertelni swoim dorobkiem. Jeżeli będziemy myśleć o następnych pokoleniach, jest to chyba najważniejsze przesłanie z tego, co dzisiaj czcimy - prawda jest nieśmiertelna i zawsze zwycięża - mówił. Nawiązał również do zbliżającej się kolejnej rocznicy ludobójstwa na Kresach, tzw. rzezi wołyńskiej. - To [wspomnienie, przyp. red.] stawia przed nami szczególne wymagania w kontekście wojny. Musimy się starać wypracować taką formułę uporządkowania sprawa polsko-ukraińskich, żebyśmy naszym dzieciom przekazali "czyste pole". Jeśli nie zrobimy tego teraz, w tej szczególnej sytuacji, to stracimy niepowtarzalną szansę. To nasz obowiązek - zaznaczył.
Następnie uczestnicy obchodów złożyli kwiaty pod pomnikiem Martyrologii Profesorów Lwowskich przy pl. Grunwaldzkim.
W 1941 r. profesorowie lwowskich uczelni i ich rodziny (razem 45 osób) zostali rozstrzelani w pobliżu Politechniki Lwowskiej zaraz po wkroczeniu Niemców do Lwowa. Wśród zabitych byli m.in. Roman Longchamps de Bérier, rektor Uniwersytetu Jana Kazimierza, i jego trzej synowie, prof. Kazimierz Bartel, premier RP, i Tadeusz Boy-Żeleński.