"Kiedyś były to incydentalne przypadki, a dziś stało się to de facto jednym z modeli życia" - mówi kard. Kazimierz Nycz w rozmowie z Wydziałem Duszpasterstwa Rodzin warszawskiej kurii na zakończenie Roku Rodziny "Amoris laetitia".
Beata Chojnacka i ks. Marcin Szczerbiński: Światowe Spotkanie Rodzin w Rzymie kończy właśnie ogłoszony przez papieża Franciszka Rok Rodziny ,,Amoris laetitia’’. O czym świadczy tak wielka troska papieża o kondycję współczesnej rodziny?
Kard. Kazimierz Nycz: Ojciec Święty Franciszek, przez to wielokrotne podczas swojego pontyfikatu wracanie do tematyki rodziny wprost podpowiada nam, że temat rodziny trzeba podejmować nie z doskoku, w jakichś ramach czasowych, ale nieustannie na nowo, ponieważ jest on stale aktualny i ponadczasowy. Warto przypomnieć, że już podczas pierwszego konsystorza zwołanego w 2014 r. papież szczególną uwagę skierował na problematykę związaną z rodziną. Chciał wsłuchać się w to, jak kardynałowie postrzegają zagadnienie przygotowania i towarzyszenia małżeństwu, ale także nierozerwalność sakramentu i problem Komunii świętej dla osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach. Kontynuował to rozważanie problematyki rodzinnej, zwołując dwa synody i publikując adhortację apostolską ,,Amoris laetitia”. Wreszcie w marcu 2021 Ojciec Święty ogłosił Rok Rodziny, który właśnie się kończy, a który będzie owocny, jeśli dotknie podstawowych komórek życia diecezji czyli parafii.
Czy według Księdza Kardynała Kościół ma odpowiednie środki duszpasterskie do formowania i towarzyszenia małżeństwom w obecnych uwarunkowaniach kulturowych?
Kościół ma wielorakie środki, którymi głosi naukę o rodzinie i rodzinom towarzyszy. Jednak niezwykle istotna jest roztropność we właściwym głoszeniu, by już w punkcie wyjścia nie być odrzuconym, mimo posiadania pięknego modelu małżeństwa opartego na Księdze Rodzaju i rozwijanego w nauczaniu Kościoła. Dlatego podstawą jest świadectwo życia chrześcijańskiego, a prawo ma nas chronić przed różnymi skrajnościami dotyczącymi m. in. różnych definicji małżeństwa. Stąd warto w tym miejscu przypomnieć, że troska o jego kształt jest obowiązkiem katolików, którzy są obecni w polityce. Ważne jest więc by naśladować w przepowiadaniu styl samego Jezusa, który mówi ,,jeśli chcesz”. Powinniśmy nieustannie pokazywać, że mamy skarb i według zawartego w nim bogactwa treści, próbujemy tworzyć małżeństwo, rodzinę, wychowywać dzieci. Jeśli chcecie, chodźcie naszą drogą.
Papież Franciszek często mówi, że kondycja małżeństwa i rodziny w dużej mierze zależy od wiary. Co dzisiaj może rodzinie utrudniać wejście w rzeczywistość żywej wiary?
Dobrze jest pamiętać o tym, że prawda o małżeństwie i rodzinie, którą głosi Kościół jest dla współczesnego człowieka niewątpliwe wymagająca, trudna. Dlatego czasem, nie chcąc się do tego przyznać, woli odrzucić wiarę, odrzucić Pana Boga, żeby się czuć nieskrępowanym np. w kwestii nierozerwalności małżeństwa, antykoncepcji czy dzietności w rodzinie. Funkcjonując tak jakby Bóg nie istniał, wydaje mu się, że prowadzi wygodniejsze życie. Poza tym, w tworzeniu wierzących rodzin, i to niemal w każdej szczegółowej kwestii, nie pomaga już, tak jak kiedyś, środowisko zewnętrzne. Przykładem jest choćby powoli zacierająca się różnica w podejściu do nierozerwalności małżeńskiej między wsią, a miastem.
Do niedawna założenie rodziny było naturalnym etapem życiowym i także pewną oczywistością kulturową. Jednak coraz więcej osób traktuje to jedynie jako jedną z opcji wyboru drogi życiowej i samorealizacji. Jak możemy pomóc młodym w rozeznawaniu powołania do życia małżeńskiego?
Trzeba przyznać, że w nauczaniu Kościoła dotyczącym powołania chrześcijańskiego, za mało mówiliśmy o powołaniu do życia małżeńskiego i rodziny. Koncentrowaliśmy się na powołaniach zakonnych i kapłańskich, ewentualnie do niektórych zawodów. Rozeznawanie powołania do małżeństwa jest dziś także utrudnione tym, że współczesna kultura w dużej mierze, jest kulturą tymczasowości, ciągłego wybierania. Widać to także na przykładzie seminariów duchownych. Owszem, wahanie młodego człowieka przed podjęciem zobowiązania na całe życie jest zjawiskiem znanym, jednak wydaje się, że w ostatnim czasie bardzo się nasiliło.
Dlatego trzeba dziś częściej przypominać, także młodym, o tym zaproszeniu od Pana Boga do wspólnej drogi, o pięknie życia małżeństwa sakramentalnego, w którym idziemy nie tylko razem ze sobą, ale także towarzyszy naszej miłości Bóg, który sam jest Miłością. Oczywiście wybór innej drogi niż założenie rodziny nie jest czymś nowym. Można powiedzieć, że istnieje powołanie do życia samemu, ale jest ono dla jakiegoś celu wyższego.
Jednak traktowanie małżeństwa jako opcji ma niejednokrotnie zmienioną motywację jako wybór wygodniejszego życia. Ma to także negatywne skutki demograficzne. Jednak dotykając tej problematyki trzeba pamiętać, że jest o wiele bardziej złożona i ma na nią istotny wpływ m. in. tworzenie odpowiednich, prorodzinnych warunków zatrudnienia i powrotu do pracy dla mam po urodzeniu dzieci. Bardzo przykro jest niekiedy słyszeć, że ze względu na nieprzyjazną atmosferze w firmie, kobiety w ciąży decydują się na jej ukrywanie z obawy przed zwolnieniem. To pokazuje, że w podejściu pracodawcy, jakiś inny cel, staje się ważniejszy niż wartość życia, niż narodzenie dziecka.
Nie sposób nie wspomnieć o fali rozwodów, z którymi boryka się coraz więcej małżeństw. Czy jesteśmy gotowi na wyzwania, jakie wynikają z tego w praktyce duszpasterskiej Kościoła związane m. in. z coraz większą liczbą związków niesakramentalnych?
Nie jesteśmy do końca gotowi, dlatego że skala zjawiska przerosła nasze przewidywania. Kiedyś były to incydentalne przypadki, a dziś stało się to de facto jednym z modeli życia. Przed Kościołem w praktyce stoi ciągle wyzwanie, mimo różnych rozwiązań proponowanych przez Jana Pawła II czy Franciszka – jak podchodzić w praktyce duszpasterskiej do osób rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach. Czymś podstawowym jest zwykła, ludzka otwartość i życzliwość, i ona jest coraz większa, ale wciąż niewystarczająca. Księża podejmują indywidualne duszpasterstwo takich związków, towarzyszą im, tworzone są także duszpasterstwa dla wielu par. Jest jednak w tej dziedzinie wciąż bardzo dużo do zrobienia. Przed nami alternatywa, czy będziemy Kościołem purystycznym czy też złożonym z grzesznych ludzi, do których sami należymy.
Rodzice zmagają się dziś z coraz większym problemem odchodzenia dzieci z Kościoła. Wzrasta także liczba młodych, którzy deklarują się jako niewierzący. Jak przeciwdziałać temu kryzysowi wiary?
To bardzo trudne i bolesne doświadczenie dla rodziców, gdy dziecko przeżywa trudności w życiu religijnym. Jednak dobrze jest pamiętać, że jeśli coś z wiary zasiali w swoim dziecku, to będzie miało ono do czego wrócić. Pamiętajmy także, że ważne są nasze działania i wysiłki, ale zawsze działa także Bóg ze swoją łaską i w niej pokładajmy nadzieję.
Natomiast gdybyśmy spojrzeli historycznie na ten problem, to na początku chrześcijaństwa, funkcjonował wymagający i długi katechumenat przed chrztem dorosłych, a potem jeszcze katechezy mistagogiczne. Przesuwając czas chrztu na niemowlęta założono, że wtajemniczać w prawdy wiary będzie rodzina. Ale z czasem wobec różnych trudności, to wtajemniczenie w dużej mierze zaczął przejmować Kościół. Jednak dziś widzimy wyraźnie, że w przekazie wiary i rodzina i Kościół mają duże trudności. Stąd na przykład poszukiwanie nowych form katechezy sakramentalnej jak „post cresima” [z wł. po bierzmowaniu – KAI], jeśli chodzi o bierzmowanie. Jednak wychowanie w wierze musi być czymś stałym i nie da się go zastąpić w rodzinach czy w Kościele jakimiś pojedynczymi formami.
Poza tym, czasem w Kościele mamy przekonanie, że naszymi działaniami duszpasterskimi zastąpimy rodziców w przekazie wiary dzieciom. Jednak dobrze sobie przypominać, że nasze działania mają ważny, ale jednak ograniczony wpływ. Wynika to chociażby z faktu, że dziecko przebywa z rodzicami kilkadziesiąt godzin w tygodniu i tylko oni mogą w pełni spełnić zadanie wychowania w wierze. My możemy im tylko pomóc, m.in. zapraszając rodziców na katechezy w związku z przygotowaniem dzieci do I Komunii świętej, umacniając ich wiarę i inspirując do różnych form wychowania religijnego w domach.
Trzeba także wzmacniać rodziny, najpierw podnosząc jakość przygotowania do sakramentu małżeństwa, a później towarzysząc młodym małżonkom, chociażby dając im możliwość spotkań z doświadczonymi małżonkami, organizując warsztaty czy konferencje. Jednak to wszystko nie zwalnia nas z poszukiwania nowych dróg i metod duszpasterskich. Mam nadzieje, że Rok Rodziny, w którym wspólnie wpatrywaliśmy się w Świętą Rodzinę z Nazaretu, jako największy wzór życia małżeńskiego i rodzinnego, będzie inspiracją do dynamicznego podejmowania takich działań.