Od nowego roku akademickiego klerycy z Legnicy i Świdnicy będą uczyć się w Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym we Wrocławiu. W mediach pojawiły się nie do końca prawdziwe informacje na ten temat.
Nasz region obiegła wieść, że ze względu na zbyt małą liczbę kleryków w seminariach legnickim i świdnickim dojdzie do ich likwidacji, a klerycy z tych dwóch miast przeniosą się do Wrocławia.
Decyzja o łączeniu seminariów duchownych w ramach metropolii jest rzeczywiście podyktowana mniejszą liczbą kandydatów do kapłaństwa, ale nie tylko.
- Warto jednak sprostować kilka faktów, które krążą w innych mediach. Po pierwsze, to nie arcybiskup Józef Kupny podjął decyzję o tym, że klerycy ze Świdnicy i Legnicy będą studiowali i odbywali formację we Wrocławiu. To biskupi świdnicki i legnicki wystąpili do metropolity wrocławskiego z taką inicjatywą, na którą ksiądz arcybiskup przystał - tłumaczy ks. dr hab. Rafał Kowalski, rzecznik Kurii Metropolitalnej Wrocławskiej.
Rzecznik odniósł się również do stwierdzenia o likwidacji seminariów:
- Nie używałbym terminu „likwidacja” seminariów, bo seminaria diecezji świdnickiej i legnickiej nadal funkcjonują. Jeśli mamy posługiwać się terminologią świecką, właściwszym, chociaż też nie do końca oddającym to, z czym mamy do czynienia, byłoby określenie „zawieszenie działalności w danym mieście”. Jest to poniekąd powrót do sytuacji, jaka na Dolnym Śląsku miała miejsce przed 1992 r. Wówczas także w seminarium wrocławskim studiowali i odbywali formację kandydaci do kapłaństwa, którzy później trafiali do różnych parafii na Dolnym Śląsku - dodaje ks. Kowalski.
W seminarium świdnickim będą się przygotowywać kandydaci na kleryków z kilku diecezji w ramach roku propedeutycznego. Seminarium legnickie będzie służyło jako dom rekolekcyjny.
Trzeba zwrócić uwagę, że w formacji, podobnie jak i w przypadku zdobywania wiedzy z różnych dziedzin, można mówić o pewnej optymalnej liczbie osób, która sprawia, że efekty takiego procesu są najlepsze. Jeśli jest np. zbyt wiele osób w klasie, wiemy, że dla dobra uczniów należy te klasy podzielić na mniejsze. Podobnie rzecz się ma, kiedy liczba uczniów czy studentów w danej grupie spada. Wówczas np. trudno o efektywne przeprowadzanie ćwiczeń, warsztatów itp. i łączy się pewne grupy.
- Był czas, kiedy liczba kandydatów do kapłaństwa okazywała się odpowiednia do tego, by sens miało funkcjonowanie trzech osobnych ośrodków: we Wrocławiu, Legnicy i Świdnicy. Dziś optymalnym jest połączenie tych ośrodków w jeden. Kto wie - być może przyjdzie taki czas, kiedy dla dobra studiujących i wspólnot, w których mają oni w przyszłości posługiwać, znowu lepiej będzie, by stworzyć trzy osobne miejsca studiów i formacji? - zastanawia się rzecznik archidiecezji wrocławskiej.
Nie zgadza się także z tym, by decyzje o łączeniu seminariów przedstawiać jako nowatorskie, a nierzadko sensacyjne. W Polsce bowiem funkcjonują seminaria międzydiecezjalne. To znaczy, że pomimo powstania nowych diecezji, klerycy studiują razem. Podobnie jest w Europie Zachodniej.
- Zatem nie przecieramy na Dolnym Śląsku nieznanych szlaków. Jakkolwiek zmniejszającej się liczby kandydatów do kapłaństwa nie da się już tłumaczyć jedynie niżem demograficznym i trzeba jasno powiedzieć, że ta sytuacja stanowi wyzwanie i zapewne do połączenia seminariów nie można się tutaj ograniczyć. Mówimy o konsekwencji spadku liczby osób zgłaszających się do seminariów duchownych. Przed nami jednak zadanie o wiele bardziej poważne i zapewne rozłożone w czasie: co zrobić, by głos Boga docierał do młodego pokolenia? Trudność tego zadania polega m.in. na tym, że efektów nie da się zobaczyć natychmiast. Efekty mądrych decyzji będą zauważalne może za 10 czy 20 lat - analizuje prorektor ds. promocji i rozwoju Papieskiego Wydziału Teologicznego.
W tej sprawie zwraca także uwagę na element nadprzyrodzony. Kiedy się czyta historię zbawienia i przyjmuje ją na poważnie, to człowiek wierzący widzi, że Naród Wybrany przez Boga nie odnotowywał jedynie pasma sukcesów.
- To nie było tak, że Izraelici wyszli z Egiptu i od tego momentu Jahwe usunął wszelkie kłody spod ich nóg. Absolutnie! Natomiast ta historia uczy, że nasz Bóg jest Bogiem działającym w historii i pewne wydarzenia, również po ludzku trudne, mogą i są konkretnym głosem (czasem i krzykiem) Boga, by coś zmienić, skorygować, poprawić - stwierdza ks. Kowalski.
W tym co media nazywają „kryzysem powołań”, on sam słyszy głos Pana Boga, który chce coś powiedzieć swojemu Kościołowi.
- I tu widzę główne zadanie dla pasterzy naszego Kościoła, by usłyszeć ten głos, właściwie go zinterpretować i za nim pójść. Bo wbrew pozorom decyzje administracyjne, takie czy inne, lub akcje rekrutacyjne nic nie dadzą, jeśli nie pójdzie się za głosem Tego, do którego ten Kościół należy - podsumowuje kapłan.