W życiu na wszystko przychodzi czas. I wcale nie trzeba czytać Księgi Koheleta, żeby się zorientować, że jest czas na odpoczynek i ciężką pracę, radość i smutek, obfitowanie i post.
W życiu na wszystko przychodzi czas. I wcale nie trzeba czytać Księgi Koheleta, żeby się zorientować, że jest czas na odpoczynek i ciężką pracę, radość i smutek, obfitowanie i post. A o tym, że jest także czas na świadczenie o Chrystusie słowem i czynem, przekonał się dzisiejszy patron, Michał Kozal, pomocniczy biskup wrocławski. Najpierw bowiem był świadkiem Chrystusa niejako w teorii, by przez ostatnie cztery lata swojego życia zdać w tej materii egzamin praktyczny. Był więc przykładnie wierzącym młodym człowiekiem, potem wzorowym seminarzystą, następnie oddanym wikarym i w końcu, w przededniu II Wojny Światowej, został konsekrowany na biskupa. I tu rozpoczął się jego praktyczny egzamin ze świadczenia o Chrystusie. Zaczął go od pozostania w swojej diecezji pomimo agresji Niemiec. Następnie swoją postawą stał się wzorem zarówno dla duchowieństwa, jak i dla ludzi świeckich. A w końcu razem ze swoimi kapłanami trafił do Dachau. Przez dwa lata pracował tam ponad siły, a mimo to do końca dzielił się posiłkami ze słabszymi współwięźniami, niósł posługę duchową chorym i pocieszenie umierającym. Numer obozowy 24544 ostatecznie został dobity zastrzykiem z fenolu w styczniu 1943 roku, lecz świadectwo jego życia z Chrystusem przetrwało piekło obozu i sprawiło, że wspominamy go dzisiaj jako bł. Michała Kozala, biskupa i męczennika.