107,6 FM

"Lekarze mają obowiązek zostać w kraju na czas wojny"

Lekarz ze szpitala w Charkowie: Przed wojną nie zajmowałem się pacjentami z ranami po ostrzałach. Teraz to codzienność.

W pierwszych dniach wojny moimi pacjentami byli głównie cywile, którzy dostali się pod rosyjski ostrzał. Żołnierzy zaczęli nam przywozić dopiero w kolejnych dniach wojny, w pewnym momencie przywieźli jednocześnie 36 ciężko rannych - mówi Władysław Hołobycz, internista i ortopeda z charkowskiego szpitala.

- Wraz z rozpoczęciem wojny wszystko się zmieniło, szczególnie charakter mojej pracy, bo zaczęli do mnie trafiać pacjenci z innymi urazami niż dotychczas - mówi doktor Hołobycz. Przed wojną zajmował się głównie niezagrażającymi życiu urazami, wykonywał planowe operacje i zabiegi. Od 24 lutego ratuje życie rannych.

Przeczytaj też:

Rozmawiamy przed szpitalem w centrum Charkowa, nieopodal cerkwi pw. św. Olgi. Podobnie jak pozostała część miasta, cerkiewny plac jest pusty, ale po przeciwnej stronie ulicy, na szpitalnym podjeździe panuje gwar. Wciąż podjeżdżają karetki. Doktor Hołobycz od niedawna znów pełni dyżury w rodzimym szpitalu, ale przez pierwsze dwa miesiące wojny pracował w szpitalu wojskowym w Charkowie. Jak podkreśla skala rosyjskiej operacji była niespodziewana, panował chaos, do szpitala trafiało mnóstwo rannych, nie tylko żołnierze.

- W pierwszych dniach wojny moimi pacjentami byli głównie nieuzbrojeni cywile, mieszkańcy Charkowa i okolicznych miejscowości, którzy dostali się pod ostrzał Rosjan lub działających tutaj grup dywersantów. Rannych żołnierzy zaczęli nam przywozić dopiero w kolejnych dniach - opowiada doktor. Nie chce zdradzić, ilu spośród nich zmarło. Przyznaje jedynie, że najwięcej rannych przywożono po operacjach ofensywnych, które ukraińscy żołnierze podejmowali.

- Najcięższy moment był na początku marca, kiedy Rosjanie ostrzelali konwój humanitarny, kilkadziesiąt osób zostało rannych, a wielu zginęło. Wówczas przywieźli do nas 36 najciężej rannych pacjentów - wspomina doktor

W takich chwilach nie myślisz o niczym innym, tylko o tym, by uratować ich wszystkich. Robisz, co możesz, a z kolei adrenalina również robi swoje i w pewnym momencie orientujesz się, że minęło już kilkanaście godzin, a ty od dwóch dni jesteś na nogach.

Nagle naszą rozmowę przerywa dźwięk alarmu. - Nie przejmuj się, nasi na pewno nie przepuszczą tego ataku, rozmawiajmy dalej - uspokaja doktor.

- Pierwszy wojenny pacjent trafił do naszego szpitala już o 6 rano 24 lutego. Miał postrzelone biodro - kontynuuje opowieść. - O 4 nad ranem zaczęły na nas spadać pierwsze rakiety, bomby granaty, i inne pociski, które rosyjska armia kierowała na ukraińskie bazy znajdujące się w okolicach miasta. Zadzwoniłem do rodziców. Powiedziałem im, że rozpoczęło się to, czego tak bardzo się obawialiśmy, i że jadę do pracy - wspomina pierwsze godziny wojny.

Hołobycz przyznaje, że przed wojną nie miał do czynienia z pacjentami po ostrzale. - Przez pierwsze miesiące cały personel medyczny praktycznie mieszkał, spał i jadł w szpitalu. Nie chcieliśmy wracać do domu, bo nie wiedzieliśmy jak potoczy się sytuacja, nie mieliśmy pewności, czy udało by się nam przedostać przez ostrzeliwane miasto i wrócić na czas, gdy przywiozą następnego pacjenta - podkreśla.

Obecnie sytuacja zaczęła się stabilizować. - Naszym udało się wyprzeć Rosjan, więc teraz już mamy dyżury nie tylko w wojskowym szpitalu, ale również wróciliśmy do pacjentów w naszych rodzimych szpitalach - zaznacza. Dziś liczba rannych, którzy przywożeni są do szpitala zależna jest od sytuacji na froncie.

Jeśli Rosjanie atakują, niestety rannych jest dużo, ale najwięcej jest, kiedy nasi chłopcy kontratakują i przechodzą do ofensywy.

Zapytany, czy nie myśli o wyjeździe z Charkowa odpowiada bez wahania: - Wyjechać stąd? Ależ skąd! Lekarze mają obowiązek zostać w kraju na czas wojny. Choć wiem, że zdarzali się tacy, którzy woleli zawczasu wyjechać, by pracować w bezpieczniejszych szpitalach, w innych regionach kraju i świata. Ale ja uważam, że lekarz, który w obliczu wojny wyjeżdża za granicę i opuszcza swój kraj, jest jak żołnierz dezerterujący z pola walki.

Sytuacja na Ukrainie: Relacjonujemy na bieżąco

« 1 »
oceń artykuł Pobieranie..

Zapisane na później

Pobieranie listy