Na pierwszy rzut ucha, mamy dzisiaj liturgicznie kłopot. Z jednej strony bowiem radosny - i międzynarodowy! – Dzień Dziecka, a z drugiej Justyn
Na pierwszy rzut ucha, mamy dzisiaj liturgicznie kłopot. Z jednej strony bowiem radosny - i międzynarodowy! – Dzień Dziecka, a z drugiej Justyn, męczennik i filozof z II wieku. Tego nie da się połączyć! Nie da? Beż żartów! Każdy kto ma dzieci wie, że filozofują one na potęgę, a zdecydowana większość rodziców przypomina od czasu do czasu męczenników. Więc choćby z tego powodu św. Justyn to postać ze wszech miar skrojona pod 1 czerwca. I nie chodzi o to, że tego właśnie dnia roku 165 został ścięty mieczem w Rzymie, z rozkazu innego filozofa, cezara Marka Aureliusza, który dał posłuch trzeciemu już w tej historii filozofowi, Krescensowi, z którym św. Justyn miał, jak to się mówi, 'na pieńku'. To wszystko jest oczywiście dziecinne i okrutne, ale dalekie od tego co symbolizuje Dzień Dziecka. Dlaczego więc św. Justyn idealnie i pozytywnie pasuje do dzisiejszego święta? Bo, jak czytamy, był umysłem otwartym, pełnym prostoty i optymizmu, co naszym milusińskim towarzyszy tak długo, dopóki tego nie zdusimy jako mądrzy i pragmatyczni dorośli. Co więcej św. Justyn był też człowiekiem gorącej wiary, żarliwie broniącym tego, co przyjął. Tak żarliwie, że uważał, iż wystarczy napisać do cesarza i rzymskiego senatu całą prawdę o chrześcijanach, żeby ustały prześladowania. Zupełnie jak dziecko. Ale z drugiej strony, kim mamy się stać, by jak Justyn osiągnąć niebo?